Porażka.
Dokładnie tam określiłbym sam siebie w tym momencie – jako największa
niepowodzenie tego świata. Czego się nie dotknąłem – obsypywało się w pył,
wszyscy których obdarzyłem zaufaniem – kończyli zranieni. Ludzie odchodzą i
przychodzą, ale gdybym ich nie zmuszał, sprawy wyglądałyby inaczej.
Zawiodłem.
Zawiodłem siebie, zawiodłem ją. Po miesiącach, kiedy w końcu daliśmy spokój z
udawaniem, wszystko się popsuło. Odsunęliśmy się od siebie… Nie, to ja ją
odepchnąłem, bo nie potrafiłem znieść myśli o kimś innym w jej życiu, kto był
ważny. Teraz byliśmy jak dryfujące statki na morzu, rozchodząc się w dwie różne
strony. Z mojej winy.
Chrissie
była wszystkim tym, co było dla mnie dobre. Drogowskazem, przyjaciółką,
miłością. Połową mnie, którą nie spodziewałem się nigdy ujrzeć. Patrzenie na
jej skupioną twarz przynosiło spokój, całowanie smakowało jak niebo.
Patrzenie
na rudą dziwkę pode mną nie budziło emocji, było bardziej rozładowaniem
frustracji. Tylko seks, zero emocji które mogłyby zniszczyć człowieka. Dziura,
do której się wkłada, wyjmuje i wychodzi.
Agresywnie
dokończyłem stosunek i nie mówiąc wiele wstałem z prowizorycznego łóżka i
zapiąłem spodnie, rzucając pliczek banknotów w kobietę i wyszedłem, rozchylając
zasłony chroniące pokój przed wzrokiem wścibskich. Blondynka stojąca przy
ladzie burdelu skinęła do mnie głową, uśmiechając się sztucznie.
-
Dziękujemy i zapraszamy ponownie – odezwała się chrypiącym głosem i
zatrzepotała obrzydliwie rzęsami. Prychnąłem i ostatecznie opuściłem przybytek,
zastanawiając się nad wyborem kolejnego baru. Bo teraz… teraz chodziło tylko o
zabawę.
Ranek
po naszej kłótni… Po prostu wyszedłem. Na jedno piwo, które trwało nadal. Zaliczyć
wszystkie kluby w mieście? Dlaczego nie. Wydać ostatnie pieniądze na tanie
dziwki które nie potrafią dobrze obciągnąć? Spoko.
Alkohol.
Narkotyki.
Seks.
Pieniądze.
Życie
było cudowne.
Telefon
milczał, nikt do mnie nie dzwonił, nikt się nie martwił. Obawiałem się na
początku, że będzie dzwoniła do mnie, martwiąc się, sprawdzając czy żyję, ale…
Nie było tego, jakby kompletnie sobie odpuściła. Winić jej nie mogłem, ale w
jakiś sposób zabolało. Nie ignoruje się Ashtona Irwina, na miłość boską.
Nie
patrząc nawet na nazwy klubów wchodziłem do nich, wypijałem kilka mocnych
drinków, tańczyłem, brałem jakąś dziewczynę do łazienki, ruchałem, i
wychodziłem do następnego miejsca. Proste? Proste.
Zielony
neon świecił zachęcająco, oferując zniżkę na alkohol do godziny dwudziestej
trzeciej, więc niewiele myśląc, minąłem bramkarza i wszedłem do dusznego
pomieszczenia. Torując sobie drogę do baru zwróciłem uwagę na nieproporcjonalną
liczbę mężczyzn na parkiecie.
Szlag,
klub dla gejow.
Czułem
spojrzenia na sobie, kilka prób złapania mnie za tyłek, ale moja zniesmaczona
mina szybko sprawiła, że dostawiający się do mnie, zalani faceci odpuszczali.
Bycie atrakcyjnym dla obu płci jest kurewsko ciężkie.
Odebrałem
Martini od uroczej blondynki, której uśmiech miał w sobie coś, co ukuło mnie w
tył głowy; bardzo przypominała mi Chrissie, a przecież cały plan polegał na
tym, żeby o niej zapomnieć. Kurwa.
Pluszowa niebieska kanapa na której usiadłem była pusta, prawdopodobnie dlatego, że jej drugi
koniec był zwyczajnie zarzygany. Przytknąłem szklaneczkę do ust, wypijając
powoli łyk palącego płynu i ignorując nieznośny zapach.
Całujący
się faceci. Dziewczyny, które przysuwały się do siebie, ocierając piersiami.
Para naprzeciwko mnie chyba zamierzała skonsumować ich nowy związek tu, na
sali.
Mój
wzrok zatrzymał się na odwróconej do mnie tyłem postaci, siedzącej nieopodal.
- Calum?
Co ty tutaj...?
Postać
zastygła na moment, a potem z przerażeniem na twarzy odwróciła do mnie,
otwierając i zamykając w szoku usta na mój widok. Parsknąłem śmiechem i
klepnąłem miejsce obok mnie, zapraszając chłopaka do siebie. Calum wstał,
szepcząc coś wcześniej do siedzącego mężczyzny i podszedł do mnie sztywno.
Kiedy usiadł, był spięty, przestraszony.
- Co
tutaj robisz, Ashton? – zapytał poważnie, zaciskając palce na swoich kolanach,
aż knykcie mu pobielały. Roześmiałem się; od trzech dni w moim ciele buzował
alkohol, nawet jeśli miałbym być kąśliwy z powodu spotkania mojego najlepszego
kumpla w przybytku dla homo, to… chyba nie byłem w humorze do tego.
- Piję
– podniosłem szklankę do góry, jakbym robił toast i jednym haustem ja
opróżniłem. Calum zagryzł policzek od wewnątrz.
- Widzę
– odezwał się cicho, ledwo słyszalnie przez głośną muzykę. – Posłuchaj, muszę
ci…
Uniosłem
ręce, przerywając mu.
-
Stary, wszyscy wiedzieliśmy że uderzasz do innej ligi – parsknąłem śmiechem i
traciłem go lekko w ramię. Oczy mojego przyjaciela rozszerzyły się.
- Jak
to?
-
Stary. Ile razy szliśmy na panienki, a ty się migałeś? Może i myślimy kutasami,
ale z tobą od zawsze było coś nie tak.
- Nie
jestem gejem – powiedział szybko Calum, na co ja tylko pokiwałem sarkastycznie
głową. – Jestem bi.
-
Niezły coming out, stary – zaśmiałem się, a mój przyjaciel spochmurniał.
-
Chciałem wam powiedzieć, ale…
- Mi
serio wszystko jedno do czego wkładasz i z czego wyjmujesz – przerwałem i wykrzywiłem
twarz w dziwnym grymasie, wyobrażając sobie Caluma i innego faceta. –
Aczkolwiek jeśli masz się migdalić z jakimś kolesiem, to błagam, z daleka ode
mnie.
Calum
westchnął, śmiejąc się lekko. – Umowa stoi. A teraz, co ty tutaj robisz, tak
naprawdę?
-
Zapominam – burknąłem i zacisnąłem wargi w wąską kreskę. Calum nie zrozumie.
- O
Chrissie?
- Kim
jest Chrissie? – prychnąłem, wstając i idąc do baru. Brunet podążył za mną,
marszcząc brwi.
-
Ashton, co się stało? Myślałem że między wami w końcu wszystko gra?
- Życie
to nie jest jebana gra, Calum – krzyknąłem, starając się zagłuszyć muzykę. –
Miłość też nie. A jeśli jest, to w nią sromotnie przegrałem.
-
Ashton, co zrobiłeś – ręka Caluma spoczęła na moim ramieniu, szarpiąc je w
swoją stronę. Popchnąłem go do tyłu, tak, że wpadł na jakąś dziewczynę,
gromiącą go teraz wzrokiem. Mój przyjaciel przeprosił ją bąknięciem i zwrócił
się do mnie wściekle.
-
Skończyliśmy ze sobą – warknąłem, a ciśnienie gwałtownie mi skoczyło. To tak
bardzo nie była jego sprawa. Calum pobladł na twarzy.
-
Irwin, przysięgam, jesteś idiotą.
- Och,
dzięki, udało mi się o tym zapomnieć – stwierdziłem z sarkazmem postawiłem z
trzaskiem kieliszek na kontuar.
- Nie, Ashton
– pokręcił głową Calum. – Ona cię kochała, a z tego co nie chcesz mi
powiedzieć, to potraktowałeś ją jak dziwkę.
- Nie
kochała mnie – odparłem bezbarwnie, przymykając powieki.
- Ależ
kochała – spojrzenie Hooda było pełne obrzydzenia. – I wszyscy o tym
wiedzieliśmy. Odkąd powiedziała o tym Hemmingsowi…
- Mi
jakoś nigdy tego nie powiedziała – warknąłem, ściskając mocno w rękach nóżkę
kieliszka. – Widać że…
- Nie
chciała tego pośpieszać, debilu – Calum przewrócił oczami skinął do barmanki,
żeby podała mu whisky. – Chrissie zmieniła się pod twoim wpływem, a ty nawet
nie zwróciłeś na to uwagi.
Trzasnąłem
ręką w stół. – Dobra, jestem idiotą i chuj. Ona mi nie wybaczy.
-
Spróbuj – Calum uniósł brew. – Raczej nie zrobiłeś niczego, czego nie dałoby
się wybaczyć…
-
Oprócz bycia kretynem, uderzenia jej w twarz, zdradzenia z jakimiś siedmioma prostytutkami… mam dalej wyliczać?
Calum
potarł usta dłonią, zanim udzielił mi odpowiedzi.
-
Spieprzyłeś.
- Wiem.
- Idź i
błagaj, bo nigdy sobie nie darujesz, że pozwoliłeś jej odejść.
- Nie
chcę.
- Boże,
Irwin! – Calum wyrzucił ręce w górę, zirytowany. – Przecież też ją kochasz. Gdzie podział się twój mózg?
-
Dokładnie tam, gdzie ona go miała że z tobą się nie przespała – wymamrotałem,
przykładając naczynie z alkoholem do ust i zamoczyłem w nim język. – Spróbuję.
-
Pospiesz się. Tutaj czas działa na twoją niekorzyść.
- Wiem –
wymamrotałem pod nosem i wstałem, zostawiając niedopity alkohol na barze i
Caluma, który odprowadził mnie zmartwionym wzorkiem.
Nie
byłem idealny. Byłem kretynem, który nie potrafił zrozumieć, co tak naprawdę
czuł. Potrafiłem reagować gwałtownie, być porywczy, nie przemyśleć swoich
działań. Tylko że nie wszystko jest proste, nie wszystkiego da się oduczyć.
Przyzwyczajenia sprzed lat, one nie mijają. Bardzo ciężko zmienić kogoś, a na
pewno nie da się zrobić tego od tak.
Bo
gówna w księcia nie zmienisz.
Złapałem
taksówkę i podałem adres naszego mieszkania, w którym miałem nadzieję, że
jeszcze była. Calum mi uświadomił, topornie, ale zawsze, że jeśli bym ją
stracił, żałowałbym. Bo była dla mnie wszystkim. Szkoda tylko, że zdałem sobie
sprawę z tego tak późno…
Ciemne
ulice Nowego Jorku nie zwiastowały, żeby ten wieczór miał w jakikolwiek sposób skończyć
się dobrze. Światła już przygaszone w mieście, które nie śpi, budziły niepokój.
Jakiś lek wkradał się w nie całkiem trzeźwy umysł.
Zamknięte
drzwi naszego mieszkania tylko go pogłębiły.
c.d.n.