Płatki śniegu wirowały za oknem, padały jak gdyby nigdy nic, ślizgając, tańcząc i przepychając się między sobą, poganiane przez wiatr, napędzane mrozem. Grudzień w tym roku wszystkich zaskoczył, nikt nie spodziewał się śniegu przed gwiazdką. Ale to był pod wieloma względami dziwny rok, więc nie mogłam się spodziewać niczego innego.
Aparatura
przy łóżku pikała cicho i w innych okolicznościach ten dźwięk irytowałby mnie,
ale nie tym razem. Przez ostatnie dwa tygodnie było to jedyne, co chciałam
usłyszeć. Bicie serca, tak cenne, tak nieuchwytne. Ciężko pracujący organ
musiał przetrwać dużo, o wiele więcej niż ktokolwiek by od niego wymagał.
Dotknęłam
jego ręki, leżącej bezwładnie na łóżku, ciepłej skóry, która zaczęła już się
goić i westchnęłam cicho. Gdyby nie ja, nic z tego by się nie wydarzyło, oboje
siedzielibyśmy w domu popijając gorącą czekoladę z piankami albo dekorując
drzewko świąteczne. Ale w obliczu tych zdarzeń, ozdoby choinkowe wydawały się
bardzo prozaiczne.
***
Dwa tygodnie
wcześniej.
-
Calum, proszę, powiedz że on jest u ciebie – powiedziałam zdenerwowana do
słuchawki, która trzymałam w drżących dłoniach.
-
Chriss, uspokój się, co się dzieje?
- Czyli
go nie ma?
-
Chrissie, ale o co chodzi?
- Nic. Nieważne.
Cześć – zakończyłam sfrustrowana połączenie i odrzuciłam aparat na łóżko.
Przeczesałam palcami włosy i odchyliłam głowę do przodu, tracąc już wszelką
nadzieję. Nie wiedziałam, co się stało.
Wszystko
było dobrze. Po prostu dobrze. Między
mną, a Ashtonem zaczęło się układać, mniej lub bardziej. Daliśmy sobie szansę i
chociaż każdy wieczór kończył się w jego łóżku, to i tak, jak na nas, była
metoda małych kroczków. Wspólne wieczory z zimną pizzą miały więcej uroku niż
wykwintne kolacje, a szwendanie się po starych sklepach z winylami, tak bardzo
filmowe i tak bardzo cliche było dużo zabawniejsze niż ktokolwiek mógłby
przypuszczać. Mieliśmy czas żeby poznać się od innej strony, tak naprawdę
porozmawiać i spędzić czas na czymś innym niż wyklinanie siebie. Chociaż tego
też nie zabrakło, nadal zrywał palant ze mnie kołdrę.
Ale
poprzedniego dna chłopak wyszedł i nie wrócił do tej pory, co dawało równe
czterdzieści osiem godzin od przekroczenia progu mieszkania. Miałam prawo się
martwić o tego idiotę, na którym mi podobno zależało.
Telefon
znów znalazł się w mojej ręce, a tym razem zielona słuchawka wciśnięta została
obok imienia Luke’a.
-
Chrissie! – wesoły głos mojego przyjaciela odezwał się po drugiej stronie, jak
gdyby nigdy nic.
- Lukey
– westchnęłam, wcale nie uspokojona. – Nie wiesz może, gdzie jest Ashton?
Zapadła
cisza, dająca mi jasno do zrozumienia, że Hemmings nie miał bladego pojęcia co
się stało.
- Jak
długo? – zapytał cicho, a ja tylko zamknęłam oczy, starając się powstrzymać łzy
paniki.
- Od
wczoraj – jęknęłam, siadając ciężko na łóżku. – Nie wiem, co się stało, nie mam
pojęcia gdzie jest, czuję się bezsilna i martwię się i…
-
Cicho, spokojnie, - powiedział Luke, a mnie tylko jeszcze bardziej to
rozjuszyło. – Dzwoniłaś do niego?
-
Lucas, nie jestem kurwa idiotką! Oczywiście że dzwoniłam! – wybuchłam, krzycząc
do słuchawki. Byłam niemal pewna, że mój rozmówca odsunął ja od siebie telefon
na odległość ręki.
-
Uspokój się. Postaram się go znaleźć, a ty zadzwoń jeszcze do Mike’a i Cala,
oni siebie tak nienawidzą, że równie dobrze mogliby spędzić dwa wieczory w
garażu grając byle gówno.
-
Dzwoniłam do Hooda…
- Wiec
zadzwoń do Clifforda. Poważnie, Chrissie.
Westchnęłam,
poddając się. – Dobra. Daj mi znać, jeśli się czegoś dowiesz.
Luke
już nic nie odpowiedział tylko zakończył rozmowę, a ja siedziałam, trzęsąc się
kolejne dziesięć minut zanim postanowiłam odezwać się do pożal się boże
Michaela.
Rzuciłam
pracę klubie jak tylko ja i Ashton doszliśmy do porozumienia, że skoro jesteśmy
razem, to opłacanie mojego czynszu nie ma większego sensu. I tak dzieliliśmy
się wszystkim, od jedzenia po ubrania(i tutaj muszę przyznać że nie ma nic
lepszego niż jego bluzy), także… Praca na dłuższą metę była mi niepotrzebna. Z
resztą było mi to na rękę, bo oglądanie Michaela to od pewnego czasu nie była
nawet rozrywka.
Tylko
trzy dźwięki połączenia zajęły, zanim odebrał.
- No no
no, kogo my tu mamy – przewróciłam oczami słysząc jego irytujący głos. – Czyżbyś
zatęskniła?
-
Niespecjalnie – warknęłam, z całej siły starając się zapanować nad chęcią
powiedzenia czegoś obraźliwego. – Wiesz może, gdzie jest Ashton?
- A
czemu miałoby cię to obchodzić?
- Bo
mój chłopak wyszedł z domu i do cholery nadal nie wrócił, jak myślisz, czemu
się martwię?
-
Przepraszam, co? – głos Michaela stał się napięty.
- To co
powiedziałam, Ashton wyszedł i…
- Twój
chłopak? Ashton? - przerwał mi,
upewniając się. Potrząsnęłam głową zdenerwowana.
- Tak,
Ashton. Czy wiesz gdzie…
- Nie
interesuje mnie to.
- Mikey…
Chłopak
rzucił słuchawką, a do mnie dotarło, jak bardzo spieprzyłam. Wzięłam głęboki
oddech, ale ukojenie nie przyszło. Ucisk w klatce piersiowej doprowadzał mnie
do bólu głowy.
Zebrałam
się z naszego łóżka i przeniosłam na kanapę, gdzie zwinięta w kulkę analizowałam
wszystkie możliwe scenariusze. Może coś się stało. Może mnie rzucił. Może po
prostu mu się znudziłam. Albo znalazł inną. Albo jest pierdolonym kutasem bez
serca który nie widzi świata poza damskimi organami płciowymi kurwa mać jebany chuj…
Huk na
klatce schodowej był zdecydowanie zbyt podejrzany, żebym mogła go zignorować.
Niecałą godzinę po mojej kłótni z Michaelem, przed drzwiami naszego mieszkania zaczęło
dziać się coś dziwnego. Bardzo, bardzo dziwnego.
- Luke?
– zapytałam przestraszona, rozszczelniając drzwi. Moje oczy rozszerzyły się w
panice, kiedy zobaczyłam przyjaciela, na którego ramieniu uwieszone było po
części bezwładne ciało Ashtona. Zakryłam usta dłonią.
- Luke,
co do…
- Po
prostu pomóż mi go wnieść, dobra? – poprosił zmęczonym głosem Luke, który
zaczął powoli uginać się na kolanach. Szybko podeszłam do ich dwójki i objęłam
Irwina w pasie, odciążając przyjaciela i jednocześnie stabilizując zalanego
chłopaka. Przesuwając się powoli do przodu udało nam się umiejscowić go na
kanapie, a ja zaciągnęłam Hemmingsa do kuchni.
- Co to
w ogóle ma znaczyć? – zapytałam, krzyżując ramiona. Niebieskie oczy chłopaka pociemniały
i zamknęły się na kilka sekund. Zadrżałam.
- Tak
go znalazłem, Chrissie – powiedział powoli, odwracając wzrok. – Jest kilka
miejsc do których lubił chodzić i no…
- I tam
wrócił? – wypuściłam wstrzymywane powietrze z płuc. Luke pokiwał powoli głową.
-
Chrissie, musisz zrozumieć, że człowieka nie jest tak łatwo zmienić.
- Nie
wymagałam przecież, żeby się zmieniał – parsknęłam zirytowana, odwracając się
do okna. – Chciałam tylko…
- Nawet
miłość nie zmienia człowieka w takim tempie – wycedził blondyn podchodząc do
mnie i kładąc ręce na moich ramionach. – Ale uwierz w niego.
- Po
co. Skoro…
- Bo on
sam sobie z tym nie poradzi – Luke odwrócił mnie do siebie i podniósł palcem
podbródek. – Jesteście dla siebie jedyna nadzieją.
- Nie
chcę być jego kuracją – wymamrotałam, ocierając szybko zawilgotniałe oczy. –
Nie chcę…
- Chriss,
wiem, że to trudne, ale serio po jednym razie chcesz się poddać?
- Nigdy
się nie poddam – wymamrotałam. – Ale nie wiem, czy mam wystarczająco siły.
- Masz,
mała, a jak nie, to znajdziesz. Jak zawsze.
Luke uśmiechnął
się do mnie i przytulił lekko, a ja westchnęłam, wtulając się w jego klatkę
piersiową. To wszystko było tak skomplikowane…
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale akcja ratunkowa dla Irwina wyraźnie się zakończyła, wiec Hemmings po prostu się zwinął, zostawiając mnie sam na sam z moim własnym koszmarem. Usiadłam wtedy obok Ashtona na skraju kanapy, odgarnęłam włosy ze spoconego czoła i pocałowałam je lekko.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale akcja ratunkowa dla Irwina wyraźnie się zakończyła, wiec Hemmings po prostu się zwinął, zostawiając mnie sam na sam z moim własnym koszmarem. Usiadłam wtedy obok Ashtona na skraju kanapy, odgarnęłam włosy ze spoconego czoła i pocałowałam je lekko.
- Czemu
ty robisz mi z głowy takie bagno, co? – wyszeptałam i przytuliłam się do niego
krotko. Spał już przynajmniej trzy godziny od momentu, w którym Luke go tu
przytargał, więc musiał być choć trochę bardziej przytomny.
- Jakie
to urocze, chyba zaraz zwymiotuję.
Uniosłam
głowę, zdziwiona. – Co ty tutaj…
- Och,
chciałem tylko porozmawiać jak się miewacie, gołąbeczki – zakpił Michael, obchodząc
kanapę z drugiej strony i siadając na
wysokiej pufie przede mną. Ścisnęłam mimowolnie dłoń Ashtona, wbijając mu
paznokcie w skórę; leżący obok mnie chłopak jęknął z bólu.
- Nie
przypominam sobie, żebym cię tutaj zapraszała – powiedziałam cicho, mrużąc oczy.
-
Ciebie też nikt tutaj nie zapraszał, a proszę i tak tutaj siedzisz – warknął,
parskając krótkim śmiechem w którym nie było słychać radości. Jego zielone oczy
były przepełnione gniewem, nieuzasadnioną agresją.
- Wyjdź
stąd, póki nie wezwałam policji – powiedziałam twardo, biorąc głęboki oddech.
Nie bałam się mężczyzn, a szczególnie nie miałam zamiaru bać się Michaela.
- To
nic personalnego skarbie – powiedział, wstając i podchodząc bliżej mnie, aż
ciarki przeszyły moje ciało. – Ale wybacz, twój kochaś ma mniej szczęścia.
- Wynoś
się! – krzyknęłam, również wstając. Michael pokręcił głową i uśmiechnął kpiąco,
jakbym przed chwilą powiedziała jakiś żart. – Powiedziałam…
- Wynoś się – Michael pisnął, nieudolnie
próbując naśladować mój głos i odsunął mnie brutalnie na bok, pochylając się
nad Ashtonem i ciągnąć go za kołnierz do góry. – Obudź się, dupku, mamy do
pogadania.
-
Zostaw go! – krzyknęłam znów, z całej siły napierając na ciało chłopaka, ale
wiele to nie dało.
-
Osochozi… - nieprzytomny pomruk wydobył się z ust Ashtona, kiedy Michael zaczął
nim potrząsać.
- Dzień
dobry, książę – powiedział Michael wściekłym tonem, podnosząc Ashtona na równe
nogi mimo, że ten ledwo się na nich trzymał. – Coś się ostatnio dawno nie
widzieliśmy.
-
Spieprzaj – burknął Ashton, próbując znów się położyć, ale kolorowo włosy miał
inny plan.
- Nie, nie
– zaśmiał się znów, popychając Astona na środek salonu. Chłopak upadł na ziemię
pod wpływem siły. – Nie pójdę sobie zanim nie porozmawiamy.
-
Michael – jęknęłam błagalnie, widząc, do czego to wszystko prowadziło. –
Michael, proszę…
-
Zamknij się – warknął Cliffor nie patrząc w moją stronę. Zwrócił się do
Ashtona, wylewając cały jad z siebie. – Jak, fajnie było pieprzyć te małą sukę,
Irwin?
Zamachnął
się nogą, kopiąc Ashtona prosto w brzuch. Ten skulił się i jęknął cicho,
przyjmując uderzenie na nienapięte mięśnie. Zakryłam usta trzęsącą się dłonią.
- No,
powiedz mi, fajnie było jak ci dawała? – kolejne kopnięcie. – A może była
kolejną twoją zabawką w kolekcji, skoro nawet nie raczyłeś się pochwalić?
- Żal
ci kutasa ściska że wolała mnie, a nie ciebie? – wycharczał Ashton, na co
dostał kolejne dwa kopnięcia. Rzuciłam się do przodu starając się odciągnąć Michaela,
ale znów bezskutecznie, bo popchnął mnie na kanapę, z której spadłam na ziemię
obijając się głową o stolik od kawy. Na moment straciłam obraz przed oczami,
nie byłam pewna co się wydarzyło. Potem widziałam tylko Ashtona, dźwigającego się
na kolana i powoli wstającego, nabuzowanego adrenaliną, ciskającego pięściami
na oślep w kierunku Clifforda.
- Nie
jesteś nawet w najmniejszym stopniu jej wart – krzyknął Michael i wycelował
pięść w jego brzuch, na co tamten znowu upadł. To było jak ciągnący się pas
przemocy, niekończącej nienawiści, spowodowanej moją osobą. Osobą, która nie
mogła nic zrobić. Gorzkie łzy płynęły po mojej twarzy, niekontrolowane krzyki
wydobywały się z gardła, ciałem wstrząsały spazmy. Każda kolejna próba
odciągnięcia ich od siebie kończyła się porażką.
W końcu
Ashton nie wytrzymał i padł na dywan, charcząc krwią, niezdolny do obrony. A Michael
nie przestawał, kopał go, bił, aż chłopak nie stracił przytomności.
-
MICHAEL ZABIJESZ GO – krzyknęłam spanikowana i tym razem skutecznie uwiesiłam
się na nim, popychając w bok Clifforda. Popatrzył na mnie zdezorientowany, szał
w jego oczach przygasł na tyle, by zdał sobie sprawę, co zrobił. Cofnął się o
krok, a potem wybiegł z mieszkania, wiedząc, że jeśli ktokolwiek go złapie,
będzie po nim.
- Ashton…
Ash… - rzuciłam się w jego kierunku, kucając i sprawdzając, czy jeszcze oddycha.
Wszystko,
co działo się potem, wolę zachować na dnie swojej pamięci.
__________
O mój Boże Michael co ty wyczyniasz, boję się ciebie :OOO
Idą święta, ludzie wysyłają sobie kartki świąteczne, więc co robi Mary? Tez postanowiła że powysyła :)
Wylosuję 3 osoby, które otrzymają ode mnie listownie Świąteczny Dodatek Trouble(ręcznie napisany), jakieś tam życzenia i coś co jeszcze wymyślę, ale będzie fajne :>
Co trzeba zrobić?
Wylosuję 3 osoby, które otrzymają ode mnie listownie Świąteczny Dodatek Trouble(ręcznie napisany), jakieś tam życzenia i coś co jeszcze wymyślę, ale będzie fajne :>
Co trzeba zrobić?
Jeśli masz twittera, to dajesz RT temu tweetowi i tweetujesz "biorę udział w losowaniu na #ŚwiąteczneTrouble" oznaczając konto opowiadania @trouble_ff
Jeśli nie masz twittera, wtedy wpadaj na mojego aska i podaj mi albo swoje imię i nazwisko/najchętniej/ albo po prostu daj mi jakoś znać ze swojego askowego konta że bierzesz udział.
Przypominam, że wzięcie udziału w zabawie jest równoznaczne z przekazaniem mi swojego adresu w razie wygranej.
Wszystkie nicki i imiona zbiorę do cudnego świątecznego słoiczka i w poniedziałek(tak, ten poniedziałek) zostaną wylosowane te 3 osoby.
A CO ZA TYM IDZIE
Wszystkie nicki i imiona zbiorę do cudnego świątecznego słoiczka i w poniedziałek(tak, ten poniedziałek) zostaną wylosowane te 3 osoby.
A CO ZA TYM IDZIE
W PONIEDZIAŁEK BĘDZIE TWITTCAM
około godziny 18-19, link podam w poniedziałek tutaj niżej pod postem. Stay tuned, stay fab, stay weird.
Kocham!
#TroubleFF