Pierwszy tydzień.
Wszystko
dookoła zdawało się być ciche, poruszało się w zwolnionym tempie, tak jakby
czas przestał na chwilę płynąć, a potem zapomniał jak ruszyć. Zarówno ja, jak i
on poruszaliśmy się nie po tych samych pasach ruchu.
Drugi tydzień.
Jedzenie
smakowało jak trawa, trochę jak karton i farba plakatowa. Sztuczność, z jaka
musiałam cieszyć się ze wszystkich małych rzeczy była przytłaczająca. Zgubiłam
siebie, zgubiłam własną głowę. W zasadzie, zostawiłam ją w tamtym mieszkaniu.
Trzeci tydzień.
Okno
mojego pokoju wychodziło na zatłoczoną ulicę, pode mną setki ludzi na godzinę
mijały się, nieznajome twarze nieznajomych ludzi. Wszystko tu było takie duże,
niepasujące do mnie, pełne niezrozumiałego pośpiechu i bez sensu.
Dużo
rzeczy straciło znaczenie, jeśli mamy o tym rozmawiać, ale starałam się zrobić
wszystko, żeby moje życie wróciło do normy. Wieczory z Bay były wybawieniem,
chociaż nadal nie do końca jej wybaczyłam tego, co zrobiła. Wmawiałam sobie że
to nie była jej wina, bo przecież nigdy Asha nie poznała. Rozumiałam i
akceptowałam, że bałagan w jej świecie stał się w tamtym momencie nie do
zniesienia. Sama przecież byłam w rozsypce.
Luke
poruszył się niespokojnie na krześle i spojrzał na Bay, co zauważyłam kątem
oka, kiedy w pewnym momencie naszej rozmowy przestałam się odzywać. Oboje
wyłazili dosłownie ze skóry, żeby obudziła się z tego koszmaru. Wiem, że
chcieli dobrze, tylko problem polegał na tym, że nie za bardzo chciałam się
budzić. Mieszkanie moich rodziców było całkiem wygodne, moja matka widząc jak
bardzo nijaka się stałam, nawet nie odzywała się na temat tego nagłego powrotu.
Z resztą komu przeszkadzałby sunący się miedzy ścianami cień?
-
Chrissie musisz w końcu zdecydować – odezwała się Bay, podchodząc do mnie.
Zerknęłam na nią zrezygnowana potrząsając głową, gdy tylko jej ręka spoczęła na
moim ramieniu.
- On się
nawet do mnie nie odezwał – wyszeptałam, opuszczając nogi w dół i zeskakując z
parapetu. – Myślę że już zdecydowałam.
W tym
momencie Luke, zaśmiał się gorzko.
- Czego
się szczerze mówiąc spodziewałaś? – prychnął, wypowiadając słowa, które
powtarzałam w swojej głowie od kilku tygodni. -
To jest Ashton. Jakbyś go nie znała.
- Wiem –
warknęłam i usiadłam na łóżku, podwijając nogi pod siebie. – Tak samo jak wiem,
że sama do tego doprowadziłam, sama.
Co mnie podkusiło? Mogłam…
- Dość –
przerwała mi Bay i stanęła przede mną z założonymi rękami i wściekłą miną. –
Mam dość słuchania jak się obwiniasz. Okej, łapiemy. Każdy z nas kiedyś
zakochał się w niewłaściwej osobie. Prawda, Luke?
Chłopak
przewrócił oczami i prychnął. – Pojedź tam dzisiaj.
- Niby po
co?
- Twoje
rzeczy, idiotko. Zostawiłaś tam rzeczy – Luke był wyraźnie zirytowany.
Zamknęłam na chwilę oczy, rozważając propozycję.
- Nie.
- Myślę
że wyjątkowo Hemmings ma racje – odezwała się Bay, niespodziewanie popierając
chłopaka. Oparłam głowę o ścianę za mną i skrzywiłam, rozumiejąc, że jeśli nie
zgodzę się dobrowolnie, przyjaciele mnie zawloką tam siłą. Świetnie. Marzyłam
po prostu o tym, żeby cały spokój, który w sobie budowałam od trzech tygodni
poszedł się bujać w jeden wieczór.
- Nie mam
wyboru, prawda?
Luke i
Bay pokiwali głowami, dając mi do zrozumienia, że dalsza dyskusja była zbędna.
Musiałam stawić czoła temu wszystkiemu… Prędzej czy później.
***
Zapukałam
trzy razy do drzwi i zrobiłam krok do tyłu, czekając na odpowiedź. Trochę to
zajęło, ale w końcu Ashton otworzył, patrząc na mnie zdezorientowany. Chyba
żadne z nas nie sądziło, że po tak długim czasie dobrowolnie pojawię się w tym
miejscu. Przełknęłam ślinę i wymusiłam uśmiech.
- Cześć.
Mogę wejść?
-
Oczywiście – Ashton skinął głową i odsunął się w bok, przepuszczając mnie.
Zdjęłam z siebie płaszcz i powiesiłam na kołku, czując się nieco skrepowana
naciągnęłam rękawy przydużego swetra na ręce i przeszłam do salonu, siadając na
krześle. Chłopak stał pośrodku pomieszczenia z założonymi rękami, a z jego
twarzy ciężko było cokolwiek wyczytać.
Nie
widziałam, żeby jakkolwiek jego wygląd się zmienił od momentu opuszczenia
przeze mnie mieszkania. Miał może trochę większe cienie pod oczami i lekko
zapadnięte policzki, ale poza tym zdawał się być w porządku. Zaczerpnęłam
powietrza.
-
Chciałabym zabrać swoje rzeczy – powiedziałam cicho, czując, jak moje ramiona
mimowolnie zaczęły się składać do środka, a ja skuliłam się na tym nieszczęsnym
krześle jak ostatnia sierota. Czułam się fatalnie. – Spakuje się dzisiaj i
jutro wyniosę… na dobre.
Niedokładnie
to chciałam powiedzieć najpierw. Chciałam z nim porozmawiać, powiedzieć jak się
czuje, dlaczego podjęłam taką, a nie inną decyzję, co się ze mną działo przez
ten czas, ale zwyczajnie nie mogłam. Nie mogłam zacząć płakać, bo moje uczucia
nagle postanowiły pobawić się w grę o nazwie „miłość”. Nie sądziłam nawet, że
było z kim rozmawiać, bo Ashton tylko skinął głową na moje słowa.
-
Oczywiście. Rozumiem
Nie
patrzy na mnie, tylko w jakiś punkt ponad mną, skupiając na nim całą swoja
uwagę. Oczy mu pociemniały, a ręce wcisnął w kieszenie, jakby powstrzymywał się
przed zaciśnięciem je w pieści. Nie powiedziałam nic więcej tylko wstałam i
przeszłam do swojego starego pokoju, zostawiając go samego.
Sam na sam ze świadomością, że to koniec jego
kłopotów.
Zamknęłam
drzwi na klucz, jak zawsze i zaczęłam przerzucać pozostałe bibeloty do torby,
którą ze sobą przyniosłam. Nie miały w zasadzie dla mnie większego znaczenia,
równie dobrze mogłam obejść się i bez tej tandetnej figurki baletnicy, którą
dostałam od Luke’a na urodziny kilka lat temu. Nie płakałabym za kalendarzem
ściennym, brak jednego kompletu pościeli też jakoś bym przeżyła. Ale musiałam
się pożegnać, musiałam pogodzić się sama ze sobą. Bay miała rację, każdy kiedyś
zakochuje się w niewłaściwej osobie, nic na to nie poradzimy.
Po
jakichś dwóch godzinach skończyłam zbieranie pozostałości po mojej obecności w
tym pokoju i wyszłam z niego, mając w zamiarze zrobienie sobie herbaty. W
salonie wszystko wyglądało tak, jakby czas stanął; Ashton siedział skrzyżnie z
gitarą na kanapie, grając jakąś melodię, której nie rozpoznawałam z opuszczoną
głową. Westchnęłam cicho, odwracając wzrok natychmiast jak tylko złapałam się
na podziwianiu jego blond włosów. Przeszłam szybko do następnego pomieszczenia,
próbując się otrząsnąć z wrażenia.
Szybkie
nalanie wody do czajnika, postawienie go na gazie, wyjęcie kubka, włożenie do
niego torebki z herbatą i wsypanie dwóch łyżeczek cukru. Prosty rytuał, który
mnie uspokoił na tyle, żeby zebrać cała odwagę na powrót przez salon do mojego
pokoju. Byłego pokoju, poprawiłam się
w myślach.
- Jesteś
pewien, że nie masz nic przeciwko żebym została na noc? – zapytałam zaciskając
palce ciaśniej na kubku, kiedy mijałam Irwina w salonie. Ashton podniósł na
mnie wzrok w zamyśleniu.
- Nie.
Zabolało.
Jego lakoniczność, brak jakiejkolwiek reakcji na to, co się działo mnie bolało
od środka, rozpierało, ból promieniował od serca w dół klatki piersiowej,
rozlewając nieprzyjemne uczucie w moim brzuchu. Chciałam zacząć krzyczeć,
chciałam coś kopnąć, zniszczyć, potraktować ogniem, a później siedzieć wokół
chaosu dysząc ciężko. Albo chociaż umieć mu powiedzieć, jak bardzo to wszystko
mnie przytłaczało. Och Chrissie, jesteś
taka naiwna. On nigdy nie dbał o ciebie, nie będzie dbał i nie chce dbać.
Uroiłaś sobie coś i teraz nie potrafisz odpuścić.
Więc
odpuściłam. Wróciłam do zamkniętego pokoju i usiadłam na łóżku, patrząc w
trzymany kubek i starając się poukładać w głowie rzeczy, dokładnie w ten sam
sposób, w jaki robiłam przez ostatnie dni. Ale ukojenie nie przychodziło. Nie
mogło przyjść, bo nic nie było w porządku.
Czas
leczy rany, o ile nie otwiera się ich na nowo. A patrzenie na Ashtona to jak
rozrywanie sobie serca na malutkie kawałeczki, bycie bezbronną i podatną na
złamanie. Nawet nie wiem, skąd to wszystko się we mnie wzięło. Nie byłam
świadoma, że takie emocje się we mnie kryją. To wszystko we mnie wybuchło,
pozostawiając wyrwę w moim ciele. Bałam się samej siebie. Byłam przerażona, że
z kogoś, kto potrafił pójść każdej nocy do innego klubu i przespać się z innym
kolesiem teraz siedziałam jak idiotka, zastanawiając się dlaczego ten jeden
chłopak nie potrafił zrozumieć że nie był mi obojętny.
To wszystko moja wina…
Deszcz za
oknem zaczął padać, najpierw powoli, spokojnie, z każdą godziną nasilając się,
aż w końcu rozpętała się burza, z porywistym wiatrem i piorunami. Tak jakby
natura wiedziała, co się działo w mojej głowie.
Kilka
godzin temu za ścianą Ashton odłożył gitarę i poszedł do siebie, bo dźwięki
instrumentu dawno przestały rozbrzmiewać. Czułam się sama, samotna jak nigdy
dotąd. Wyciągnęłam rękę po komórkę i sprawdziłam godzinę; było trochę po
czwartej, a ja nie zaznałam nawet odrobiny snu. Wstałam z łóżka czując zawroty
głowy i przeszłam do kuchni, decydując się na szklankę wody, bo gardło drapało
mnie niemiłosiernie.
Drętwymi
palcami sięgnęłam po butelkę z płynem i napełniłam nim po brzegi naczynie.
Upiłam łyk, starając się oddychać spokojnie, ale po prostu nie potrafiłam.
Wielka gula w moim gardle stale rosła, sprawiając, że czułam się ze swoją
decyzją jeszcze gorzej niż powinnam. O ile w ogóle powinnam czuć się źle.
Piorun
uderzył w jakiś samochód na ulicy, a sekundę później rozległ się głośny grzmot,
przez który podskoczyłam i upuściłam szklankę na ziemię. Szkło rozprysło się po
kafelkach, zupełnie jak moje życie. Było w kawałkach, drobnych odłamkach które
nie dało się poskładać. Cóż za ironia, prawda? W takim momencie, w taki dzień.
Uklękłam
pośród tego bałaganu i zaczęłam drżącymi palcami zbierać odłamki, raniąc sobie ręce.
Momentalnie na podłodze pojawiły się kropelki krwi, bo rozcięcia na moich
dłoniach były głębsze i większe niż mogłabym sądzić. Problem w tym, że
praktycznie w ogóle ich nie czułam. Ból fizyczny nigdy nie będzie tak wielki
jak psychiczny, a do tego drugiego byłam już przyzwyczajona, wiec czy tak
naprawdę cokolwiek mogło mnie bardziej zranić niż ja sama?
Łzy na
moich policzkach zaczęły płynąć, bo już nie potrafiłam dłużej ich
powstrzymywać. Nie mogłam, nie potrafiłam, nie chciałam nawet. Od momentu
mojego odejścia nie płakałam ani razu, ale teraz… Teraz byłam tutaj. Sama. Z
odłamkami szkła w dłoniach, które nie znaczyły nic, tak jak ja nic nie
znaczyłam. Nie chcesz być nikim dla osoby którą kochasz… Uwierz mi, nie chcesz.
Byłam nikim. Płaczącą kukłą.
Czyjeś
ramiona oplotły się wokół mnie, podnosząc do góry, a ja wtuliłam się w klatkę
piersiową, jakby to była najbardziej zwykła i oczywista rzecz w świecie.
Ashton. 15 minut wcześniej.
Nie
mogłem spać, nie z myślą, że ona jest po drugiej stronie, sama, w dodatku
pakująca swoje rzeczy, prawdopodobnie nienawidząc mnie z całego serca. Jestem
kretynem i doszedłem do tego wniosku wiele razy od kiedy odeszła. I
prawdopodobnie nie było niczego, co mogłoby to naprawić.
Skąd
miałem wiedzieć? Skąd mogłem w ogóle przypuszczać, że brak jej irytującej
twarzy w moim otoczeniu zrobi mi aż taką różnicę? Że mimo tego, jak bardzo mnie
denerwowała, chciałbym móc ją wiedzieć codziennie, zaspaną, wkurzoną, zmęczoną,
zirytowaną… Każdą, w każdym możliwym wydaniu. Codziennie.
Przekręciłem
się na swoim łóżku, wsłuchując w odgłos deszczu pukającego w szyby. To, jak
bardzo zjebałem widziałem w jej oczach. A przecież nic nigdy jej nie obiecywałem,
w zasadzie sama pchała się w moje ramiona, a potem karała, nie wiadomo za co.
Domyślałem się, o co mogło jej chodzić, ale nie sądziłem, że to mogło mieć
jakiekolwiek znaczenie. Bo czy naprawdę, pamiętałaby o tamtej nocy? Nie
powinna. To było ta dawno, że sam byłem zdziwiony, kiedy uświadomiłem sobie kim
ona była. Nie, przecież nie zrobiłem tego na początku, to przyszło z czasem.
Kojarzyłem ją, ale nie miałem pewności. Ale to przyszło. Jak grom z jasnego
nieba, cholera, wróciło do mnie.
Byłej
przecież taki pewien, że to odkrycie nie zmieni mojego stosunku do niej. A tu
proszę, z każdym dniem było coraz gorzej. A później odkryłem że mam ochotę
zabić każdego faceta w jej otoczeniu, za sam fakt, że na nią patrzyli.
Odechciało mi się seksu z innymi, patrzyłem z obrzydzeniem niemal na wszystkie
laski, które się do mnie kleiły przez ostatnie tygodnie. A to było cholera już
dziwne i wiedziałem, że wpadłem w coś dziwnego. Po uszy.
Głośny
grzmot przerwał moją mantrę, a potem odgłos tłuczonego szkła, poprzedzony
cichym, dziewczęcym krzykiem. Zwlokłem się z łóżka i jak stałem, wyszedłem z
pokoju i skierowałem się do kuchni, z której sączyło się żółtawe światło
żarówki.
Widok jej, klęczącej pośród rozbitego szkła z
krwią na rękach, całej rozdygotanej i zapłakanej złamał mnie, aż rozchyliłem
usta. Nie wiedziałem już, co robię, po prostu podszedłem do niej i podniosłem
do góry, zaciskając ramiona na jej drobnym ciele. To było właściwe, to było w
porządku.
Wyciągnąłem
ją z zasięgu szkła, które mogło pokaleczyć ją jeszcze bardziej i pozwoliłem, by
wtuliła się w moją klatkę piersiową, bo całe jej ciało drżało. Nie umiałem
opisać tego, co się ze mną działo, kiedy jej drobne dłonie zacisnęły się na
mojej koszulce, a łzy kapały z jej zadartego nosa. Wiotka, ledwo trzymała się
na nogach, jedyne co ją podtrzymywała w pionie to były moje ręce, zaciśnięte
wokół niej. Opuściłem głowę, chowając twarz w jej włosach i wdychając powoli
ich zapach.
-
Przepraszam – wyszeptałem, starając się włożyć w to jak najwięcej emocji, jak
tylko potrafiłem. Nie przepraszałem tylko za bycie kutasem w stosunku do niej.
Chciałem przeprosić za wszystko, co przeze mnie musiała wycierpieć. Za
nienawiść, za nieuzasadnione uczucie, o którym doskonale wiedziałem. Za to, ze
nie pamiętałem i za to, że nie chciałem przyznać, że była kimś więcej niż
głupią Chrissie zza ściany.
Nie
wiedziałem czy to usłyszała, bo nadal szlochała, skrajnie wyczerpana, jakby nie
mogła się uspokoić i wypuszczała z siebie wszystkie uczucia które ja męczyły.
Czułem się podle, bo zdawałem sobie sprawę, że większość z nich była moją winą.
-
Przepraszam… za wszystko – powiedziałem jeszcze raz i podniosłem ją, biorąc na
ręce. Nie mówiąc nic oplotła moją szyję swoimi rękami i wtuliła w moją szyję.
Zagryzłem wargę i przez chwilę wahałem się, gdzie się skierować, ale
ostatecznie kopnąłem drzwi do swojego pokoju i położyłem ją na łóżku. Puściła
mnie skuliła się w kulkę, nadal drżąc. Zgasiłem wcześniej zapaloną lampkę,
szybko zamknąłem drzwi i położyłem się obok niej. Chciałem znowu ja objąć, ale
ona była szybsza, przylgnęła swoim ciałem do mnie, nie pozwalając na żadną
przestrzeń między nami. Szukała komfortu, a ja… ja raczej byłem ostatnią osobą
u której powinna go szukać. To ja ją zniszczyłem, ja sam. Osobiście… I z
rozmysłem.
A jednak
tu była, z każdą minutą uspokajając się. Już nie dygotała, przynajmniej nieznacznie; wtuliła się w
zagłębienie w mojej szyi i czułem, jak jej spięte ciało rozluźniało się. Bałem
się spojrzeć w dół, ale kiedy jej oddech wyrównał się, wiedziałem że zasnęła.
Czułem
się dziwnie. Nie dlatego, że leżała ze mną w łóżku, cholera, braliśmy prawie
nago razem prysznic, uprawialiśmy kiedyś seks. Widziałem ją w każdej możliwej
formie, szczęśliwej, załamanej, zapracowanej… Zdawać by się mogło, że nic nie
mogło mnie zdziwić. Dziwiło mnie za to, że leżąc z nią nie czułem się nigdy tak
właściwie. Jej ciało pasowało do mojego. Nie chciałem jej przelecieć, chciałem
po prostu móc leżeć z nią w ten sposób, może odejmując jeszcze zasychające łzy
na jej twarzy i pokaleczone ręce.
Pocałowałem
ją w czubek głowy i oparłem o nią policzek.
Nigdy nic
nie było tak właściwe.
Ten koniec awwww ❤
OdpowiedzUsuńcudowny <3
OdpowiedzUsuńWow <3 Genialne ;)
OdpowiedzUsuńO MÓJ BOŻE OMG JEZU JAKIE FEELSY BYŁY TO TY SOBIE NIE WYOBRAŻASZ!! POPROSTU MOŻNA PŁAKAĆ NA SAM KONIEC BO WSZYSTKO JEST TAKIE PERFECT <3 NIE NO ZAŁAMIE SIĘ DO NASTĘPNEGO PIĄTKU!
OdpowiedzUsuńALE WIEDZ, ŻE CIĘ KOCHAM ZA TO CO ROBISZ!
ULA <3<3<3<3
cudowne
OdpowiedzUsuńOkej, mam łzy w oczach, cała drżę i nie mogę normalnie myśleć i nie stać mnie teraz na normalny komentarz.
OdpowiedzUsuńPowiem tylko, że to chyba jest mój ulubiony rozdział <3
kocham to <33
OdpowiedzUsuńgenialne cdsaohiuvjnfba
OdpowiedzUsuńJezu, uwielbiam to. To jest takie genialne.
OdpowiedzUsuńMary, jesteś moim mistrzem.
Dziękuję, że piszesz. ♥
Genialny <3
OdpowiedzUsuńjejuniuuu
OdpowiedzUsuńxhivudsnxufge7i oł maj gasz ! becze, kocham cię ! <3
OdpowiedzUsuńDZIĘKI MARY
OdpowiedzUsuń@LEIGHSFLOWERX
Umarłam teraz! hqe;fhofuGYg *______* Brak słów na opisanie tego rozdziału. Słodko <3 <3 <3 <3 <3 Kocham to!!!
OdpowiedzUsuńPłacze...
OdpowiedzUsuńTo takie piękne...
Tyle uczuć, skrajnych uczuć, które bolą i dają spokój.
BOŻE,TO NAJPIĘKNIEJSZY ROZDZIAŁ <3 popłakałam się dosłownie,kocham to opowiadanie! <3
OdpowiedzUsuńJeju Ash... ;cccccc <3
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOjeju Ashton *_* <3 <3
OdpowiedzUsuńTak kochany rozdział, ta końcówka ^^ <3
IDEALNE. PIĘKNE. NIESAMOWITE :')
OdpowiedzUsuńgratuluję talentu. xx
@foreveralonexx3
Ten koniec awww piękny rozdzial
OdpowiedzUsuńBoskyy taki awww
OdpowiedzUsuńTo chyba najlepszy rozdział :D
OdpowiedzUsuńumarłam, kochana <3 xx
OdpowiedzUsuńO jeju, najlepszy rozdział!
OdpowiedzUsuńa ja sie poplakalam jak popierdolona moj user ashwesome zegnam panstwa
OdpowiedzUsuńOby się pogodzili, bo odwodnię się przez ciągłe płakanie przez ich rozłąkę omg
OdpowiedzUsuńPopłakałam sie .. to jest piękne,a jeszcze miłość w takich czasach kiedy każdy pragnie miłości być kochanym, a jesteśmy samotni i nie szczęśliwi. To tak bardzo boli.Rozdział jest cudowny. K.
OdpowiedzUsuńO mój Boże...
OdpowiedzUsuńTo takie piękne...
Gdybym miała uczucia - popłakałabym się, ale że ich nie mam to tego nie zrobiłam. Wybacz. X
Świetny rozdział! Piękny...
ZABIŁAŚ PO RAZ KOLEJNY I NO ŻYCIA NIEDŁUGO MI SIĘ SKOŃCZĄ.
OdpowiedzUsuń@irwieskitkat
płacze boże ;)
OdpowiedzUsuńnawet już nie wiem dlaczego..
po prostu ten rozdział jest taki jhgjkliuytrfdfcvb
uwielbiam tego ff i ciebie za to że postanowiłaś go napisać xx
Tak! Ash się wreszcie ogarnął!
OdpowiedzUsuńmoje.serce.oh.god
OdpowiedzUsuńBrawo! Wreszcie znalazł jaja!
OdpowiedzUsuńJezu zawał ashton kocham cie <3 <3 <3 Nie moge sie juz doczekac nastepnego rozdzialu <3
OdpowiedzUsuńMoje
OdpowiedzUsuńSerce
Dlaczego
Płacze
Jezu
Umieram
Chyba
Pa
Kocham <3
dzieki akcji na tt znalazlam to opowiadanie. zaczelam czytac i o moj boze nie zaluje, ze to zrobilam! DZIEWCZYNO! MASZ TAK CHOLERNY TALENT. Twoje ff jest tak cudowne, po prostu nie wiem co napisac. moment, gdy zaczynasz w tym rozdziale pisac z perspektywy Asha mnie rozbil. Gdy ff mi sie podoba, czasami placze, czasami w moim brzuchu nastaje taka wielka pustka, gdzie jakies cos dziwne jakby zwiazywalo moje wnetrze. przy momencie, gdy Ashton przyszedl do tej pieprzonej kuchni myslalam, ze wytrzymam z bolu! Twoje pisanie wywoluje tak cudowne emocje, nie wiem czy zdajesz sobie sprawe, jak bardzo jestes utalentowana. zaluje, ze nie znalazlam tego ff wczesniej. :(
OdpowiedzUsuńpowodzenia w pisaniu dalszych rozdzialow.
jestes niesamowita
@somiserem22
Fangirling <3 w końcu Ash się przelamal. Kocham kocham kocham. ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ | @CaterinePe
OdpowiedzUsuń:"))
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadanie o Chrissy i Ashu! Aktualnie nie mam czasu na czytanie ff, ale jak patrzę, że dodałaś rozdział to od razu rzucam wszystko i go czytam. Kocham twoje pomysły, twój styl pisania, KOCHAM CIEBIE! Jestem pod wrażeniem. W sumie na samym początku nie ciągnęło mnie tak do tego opowiadania, ale później.... brak mi słów. Jeszcze raz tak dla utrwalenia, byś to pamiętała, wiedziała, że KOCHAM CIEBIE I "TROUBLE" Pisz dalej tak wspaniale! Pozdrawiam i życzę weny ♥ kocham !!
OdpowiedzUsuńPoryczałam się <3
OdpowiedzUsuńOoo tak na to czekałam! Oni razem<3
OdpowiedzUsuńMoże Bay z Lukiem też będą razem xD
Cześć, zabiłaś mnie, zabił mnie Ashton. Nie wiem co napisać, bo naprawdę jestem w takiej rozsypce jak ta szklanka na podłodze..
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział. Popłakałam się. Może w końcu Ash zrozumie, że już od dawna czuje coś do Chrissy. Kocham Ashtona w takim wydaniu <3
OdpowiedzUsuńGenialny. Popłakałam się. Kocham to ff. ♥
OdpowiedzUsuńCudowne, słuchając tych wybranych piosenek i czytając w jeden wieczór całego bloga od początku, zastanawiałam się, czy to właśnie ich słuchałaś, tworząc poszczególne rozdziały... doskonale pasują.
OdpowiedzUsuńDobrze piszesz, podoba mi się to. Życzę Ci jak najlepiej :D
Pozdrawiam!
Rozdział cudny :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że porozmawiają szczerze i sobie wszystko wyjaśnią. Z niecierpliwością czekam na następna część.
Miłego dnia :)
S.
Boże zaczęłam go czytać na Wattpadzie i serio mnie wkręciłaś :D YOU MADE MY DAY dziękuje i czekam na next <3
OdpowiedzUsuńKOCHAM DZIĘKUJĘ <3<3<3
OdpowiedzUsuńG.
Piekne����
OdpowiedzUsuńten koniec to po prostu więcej nić życie i wgle cały rozdział awww piękny
OdpowiedzUsuńjwgefhbjhdmberhjhmf lece czytać kolejny rozdział, Boże Ashton, jaki kochany x
OdpowiedzUsuń