Rozdział 9


Opadłam na łóżko w swoim pokoju i spojrzałam tępo w sufit, nie będąc w stanie poruszyć ani jednym mięśniem. Byłam wykończona, psychicznie i fizycznie. Kto by się spodziewał, że zwykła praca w podrzędnym barze może być aż tak wymagająca? Wycięczająca? Popierdolona?
Przez chwile nawet to lubiłam, wstawanie rano, ten dreszczyk emocji, kiedy wchodziłam do klubu, błysk w oku mojego przełożonego, kiedy zakładałam coraz to krótsze spódniczki. To trochę mi przypominało o starych przyzwyczajeniach, które zostawiłam za sobą. Okazuje się, że nie tak łatwo jest wyplątać się z łamigłówki zwanej życiem.
Michael był specyficznym człowiekiem, ale dało się z nim obcować. Byłam pełna podziwu, że kiedy byliśmy sam na sam zachowywał się zupełnie inaczej, niż kiedy staliśmy w otoczeniu i innych osób. Oczywiście nie mógł się powstrzymać, żeby od czasu do czasu złapać mnie za pośladek, albo wymownie oblizać wargi, gdy przechodziłam obok, ale nie było mi jakoś źle z tego powodu. To raczej moja sprawa, czyj penis lądował między moimi nogami, a nie na przykład takiego Hemmingsa, który demonstracyjnie ignorował mnie w czasie swoich wizyt w klubie. Czy wspominałam już, jak bardzo żałośni są faceci?
Moje ciało nie reagowało tak jak powinno; kazałam prawej ręce się podnieść, a ona nadal leżała bezwładnie na poduszce, cierpiąc ze zmęczenia dokładnie w ten sam sposób, co jej właścicielka. Zaklęłam cicho, wkładając całą energię w zgaszenie lampki nocnej stojącej obok mnie. To było chyba jedyne, na co było mnie stać…

***

- Ładnie pachniesz – mruknął Michael do jej ucha, zakładając kosmyk włosów za ucho dziewczyny. Spojrzała na niego z uśmiechem, kładąc rękę na odsłoniętej katcie piersiowej. Kciukiem zatoczyła krąg wokół sutka chłopaka, na co on zareagował nagłym mruknięciem. – Nie rób mi tak.
- Ale jak? – zapytała słodko Chrissie, mrużąc oczy i wzruszając lekko odsłoniętymi ramionami. – Tak?
Przybliżyła swoje wargi do jego, wpijając się w usta Michaela. Nauczyła się go kontrolować, dawała mu satysfakcję, jednocześnie sama biorąc niemało. Ich pierwszy raz został zdominowany przez jego męskie ego, ale nie na długo. To ona była mistrzem, nie on.
Wygięła plecy, kiedy ciepłe ręce chłopaka zjechały niżej, łaskocząc ją po odsłoniętym udzie. Bawił się z nią, wsuwając i wysuwając dłoń spomiędzy jej nóg, dając i zabierając.
- Jesteś moja – zamruczał, zaciskając lekko zęby na jej szyi. Chrissie zaśmiała się, odpychając go od siebie. Nasunęła na ramiona koszulkę, obciągnęła w dół spódniczkę. 
- Nie jestem twoja – powiedziała, a w jej oczach tańczyły złośliwe iskierki. Ręką sięgnęła do rozporka jego spodni, odpinając guzik i rozsuwając zamek. Czerwony materiał bokserek był mokry w jednym miejscu, chłopak wyraźnie nie wytrzymał napięcia. Chrissie włożyła palec miedzy usta i oblizała go, unosząc wymownie brwi. On zaczerpnął powietrze i umiejscowił swoje dłonie na krawędzi bielizny, gotowy by ją zdjąć. – Nie nie nie.
Dziewczyna przegryzła wargę, rękę kładąc na rosnącym przyrodzeniu chłopaka. Przesuwa kciukiem w górę i w dół, doprowadzając go do szału.
- Przysięgam, jeśli zaraz czegoś nie zrobisz, to cię zwolnię! – jęknął Michael, odchylając głowę do tyłu i opierając ją na ścianie za nim. Wsunęła rękę pod materiał; znowu delikatnie muskając jego skórę. Tak niewiele było trzeba, by sprowadzić Michaela na ziemię i pokazać mu jego miejsce. Jeśli myślisz, że ktoś jest twoją zabawką, nie zdziw się, gdy sam staniesz się w niedługim czasie instrumentem w rękach tej osoby.
- Mmmm – świsnęła między zębami, zaczerpując powietrza. – Może dzisiaj spróbujemy czegoś nowego?
Kucnęła, popychając go na ścianę tak, że rozpłaszczył dłonie na barierze za nim; uśmiechnęła się łobuzersko, kiedy z okrągłymi oczami chłopak patrzył, jak ona zdejmuję z niego bieliznę. Wzięła głęboki oddech, chcąc zrobić coś, czego dawno nie próbowała. Przybliżyła twarz do jego krocza, wysuwając język…

***

- Chrissie, Chrissie obudź się - poczułam, jak czyjaś ręka potrząsa moim ramieniem gwałtownie, przerywając senne marzenia. Otworzyłam leniwie oczy i zobaczyłam nad sobą znajomą twarz. Poderwałam się do góry, zasłaniając się pod szyje kołdrą.
- Co ty tu do jasnej anieli robisz?
- Jak przyjdziesz do salonu, to zrozumiesz – zachrypnięty głos mojego przyjaciela zadudnił w pokoju, usuwając ze mnie resztki snu. Coś w jego tonie, niepokojącego, rozbudziło mnie ostatecznie.
Luke zostawił mnie samą w pomieszczeniu, zamykając za sobą delikatnie drzwi. Zamrugałam kilka razy, próbując dostosować wzrok do ciemności wokół mnie. Podświetliłam ekran komórki, sprawdzając, która godzina. Było dokładnie wpół do czwartej.
- A niech cię diabli niosą, Hemmings - mruknęłam, z westchnieniem wstając z łóżka. Nasunęłam puchate kapcie na nogi i założyłam jakaś bluzę, która leżała na moim obrotowym krześle. Otuliłam się nią szczelnie, nie za bardzo zważając na to, jak duża na mnie była. Pchnęłam drzwi, wchodząc do następnego pokoju, oświetlonego stojącą na podłodze lampie, zwykle wyłączonej. Zmarszczyłam czoło, starając się zrozumieć, dlaczego o tak później godzinie Luke był w moim mieszkaniu, do tego budząc mnie, jakby się paliło.
Wysokie włosy blondyna wystawały zza nagłówka kanapy, przy której kucał. Kiedy usłyszał trzask otwieranych drzwi poderwał się, teraz stojąc z założonymi rękami i patrząc ze zmartwieniem w dół. Podeszłam do niego, nadal nie rozumiejąc sytuacji.
- Och – mruknęłam, kiedy w końcu udało mi się zobaczyć, nad kim pochylał się mój przyjaciel. Ashton.
- Ano – odpowiedział cicho Luke, spoglądając na mnie z ukosa. Założyłam ręce na piersi i przekręciłam głowę w kierunku stojącego obok mnie chłopaka.
- I ze niby co ja mam teraz z nim zrobić?
- Nie wiem, rób co chcesz, to twój współlokator, pomyślałem, że wypadałoby cię poinformować, że ten tutaj może tutaj kopnąć w kalendarz, bo jest jebanym idiotą – żachnął się Luke. Parsknęłam lekko śmiechem, a kąciki ust Hemmingsa uniosły się lekko do góry, kiedy to zrobiłam. – Zajmij się nim, Chriss. Przynajmniej sprawdzaj go co jakiś czas, żeby się nie zarzygał. Przysięgam, nie widziałem jeszcze nikogo, kto potrafi wypić tyle alkoholu na raz.
Pokręciłam głową z rezygnacją. Miałam do wyboru posiedzieć obok Irwina, albo potem czyścić dywan z jego wymiocin, bo przecież sam by tego nie zrobił.
- Idź już, ogarnę go – powiedziałam cicho, odgarniając grzywkę z czoła. Luke uścisnął moje ramię lekko, starając się dodać mi trochę energii. Stałam przez chwilę patrząc na swojego współlokatora, póki nie usłyszałam szczęku zamka. Kucnęłam przy kanapie i położyłam dłoń na policzku Ashtona, klepiąc go lekko.
- Ashton? Ashton – powiedziałam cicho, starając się go obudzić. Jęknął coś niezrozumiale, otwierając na chwile oczy, ale szybko je zamknął, wracając do snu. Podniosłam trochę głos, szturchając go tym razem w bok. – Ashton.
- Czego – warknął, przekręcając się na drugi bok, tak, że nie widziałam jego twarzy. Wypuściłam powietrze z siebie zirytowana.
- Piwo się skończyło – powiedziałam słodkim głosem, starając się nie brzmieć na zmęczoną. Chwilę później miałam ochotę położyć się na podłodze i śmiać jak szalona, bo Irwin natychmiast usiadł, prostując się. Nic na niego nie działa tak, jak brak afrodyzjaku. – Żartowałam. Ale skoro już się obudziłeś, to możemy się tobą równie dobrze zająć.
Irwin rzucił mi pytające spojrzenie, chyba nie do końca orientują się, jakim cudem znalazł się w domu. Prawdopodobnie urwał mu się film, kiedy pił ostatniego drinka. Czy cokolwiek, co on tam w siebie postanowił wlać. – Co ja tu…?
- Robisz? Siedzisz. Irytujesz mnie. Oddychasz. Nie dajesz spać – warknęłam, wstając na równe nogi. – A przede wszystkim, wyglądasz jak gówno, jeśli mam być szczera.
Pokręciłam głową, kiedy jego usta wygięły się w podkówkę. Pomaszerowałam do kuchni, żeby po chwili wrócić do chłopaka z  miseczką chłodnej wody i szmatką, którą przyłożyłam mu do czoła, jak tylko znowu się położył.  Nie zliczę ile razy zbierałam do kupy swoich przyjaciół w takich sytuacjach, więc nie było to dla mnie nic specjalnie nowego czy też zadziwiającego.
- Jak tam impreza? – zapytałam, ocierając palcem wodę kapiącą z jego policzka. Chłopak miał przymrużone oczy, ale był świadom tego, co się wokół niego działo, a to jakiś postęp.
- Dobrze – burknął, łapiąc moje palce. Otworzyłam szerzej oczy, kiedy nasza skóra się zetknęła, ale szybko cofnęłam rękę, mocząc ponownie materiał w wodzie, tym razem przykładając go do rozpalonych policzków. – Nie powiesz Chrissie?
Zmarszczyłam brwi, na dźwięk swojego imienia. Blondyn był tak piany, że nie rozpoznawał ludzi… Musiał naprawdę dużo wypić.
- Nie, nie powiem – powiedziałam spokojnie, odgarniając jego włosy z czoła. Usiadłam na skraju kanapy koło niego, tak, że nasze ciała się stykały. Zaśmiałam się lekko, kiedy jego ręka objęła moją talię. Takie typowe.
- To dobrze, nie chciałbym, żeby mnie widziała w takim stanie – bąknął niewyraźnie, że ledwo go zrozumiałam. Miał już szeroko otwarte oczy, bursztynowo zielone tęczówki lśniły w pijackim szale. Uśmiechnęłam się do niego znowu.
- Dlaczego?
- Bo by mi nie wybaczyła.
- Czego? – w tym momencie byłam prawdziwie zaciekawiona, co kryło się pod tymi niesfornymi lokami, jakie myśli skrywała ta niesforna czupryna. Całe szczęście, mężczyźni po alkoholu są zazwyczaj niesamowicie szczerzy.
- Że ją zostawiłem – wyszeptał, a dłoń, która znajdowała się na mojej talii, zacisnęła się w pięść. Wargi chłopaka zaczęły drżeć, kiedy zaczerpnął powietrza i wypuścił je ze świstem. Oparł się łokciem o kanapę, doprowadzając swoje ciało do pozycji pół siedzącej; ja odłożyłam miseczkę z wodą na stolik, razem ze szmatką.
- Przecież była cały czas domu – powiedziałam delikatnie, składając usta w lekki dzióbek i pochylając się lekko do przodu, szukając jego spojrzenia. – Hej, słyszysz? Była w domu.
Ścisnął moje palce i podniósł do góry, bawiąc się nimi. Oglądał moją prawą rękę z każdej strony, przesuwał kciukiem po kostkach, badając fakturę. W końcu przycisnął jej wierzch do swoich ust, składając drobny pocałunek.
- Nie, nie rozumiesz – mruknął, przyciągając mnie do siebie, tak, że leżałam w tym momencie obok niego, oparta o jego ciało. Jego skóra parzyła w miejscach, w których stykała się z moją. – Ona mi nie wybaczy.
- Ashton, jestem pewna, że wybaczy – powiedziałam cicho, sama do końca nie wiedząc, dlaczego. To było takie dziwne: chłopak wydawał się być świadomy, w pełni trzeźwy, nawet nie pachniało od niego za bardzo alkoholem. A jednak dalej nie widział, z kim rozmawia, jakby sam nie chciał zobaczyć. Wzięłam głęboki oddech, a w moje nozdrza uderzył zapach, który kilka lat temu tak bardzo mnie urzekł – tytoniu i tego śmiesznego, taniego dezodorantu. Uśmiechnęłam się lekko, wtulając nos w koszulkę, która miał na sobie. Boże, co ja robię.
- Myślisz? – wyszeptał chłopak biorąc moją twarz i podnosząc ją lekko za podbródek do góry. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, kiedy oboje rozchyliliśmy wargi w milczeniu.
- Jestem pewna – odparłam twardo, czując, jak jego wargi stykają się z moimi, miażdżąc je swoim ciepłem. Zamknęłam oczy, kiedy ręka zniknęła z mojej talii, by chwile później pojawić się na szyi, przyciskając mnie do niego mocniej. Wplotłam palce w jego włosy, pozwalając się całować. Całować tak, jak nigdy nie byłam całowana. Tak, jak każda kobieta chciałaby być całowana. Delikatnie, ale stanowczo. Szybko, ale powoli.
Przejechałam palcami po linii jego szczęki, czując lekki, jednodniowy zarost. Nigdy nie lubiłam tego, kiedy małe włoski kuły moja twarz, tutaj mi to jednak w zupełności nie przeszkadzało. Nasze usta do siebie pasowały, tak samo jak ręce, które w pewnym momencie odnalazły siebie, jak zbłąkani wędrowcy po latach. Może właśnie nimi byliśmy?
Wtedy wsunął język między moje usta, powodując to dziwne uczucie w okolicach brzucha, które odczuwa się tylko przy wyjątkowych osobach. Otworzyłam na chwile oczy, obserwując, jak jeszcze chwilę temu obecna żyłka na jego czole zniknęła, zamiast tego jego twarz wyrażała spokój. Wypełniała mnie niezrozumiała radość, zaczynająca się w małym placu u nogi, kończąca na czubku głowy. A może i trochę wyżej, kilka pięter nad naszym mieszkaniem. I wtedy to we mnie uderzyło.
Całowałam się z Ashtonem i czerpałam z tego nadprogramową przyjemność. Odepchnęłam go gwałtownie i wstałam, przyciskając rękę do ust. Moje policzki, jeszcze czerwone, teraz zrobiły się jeszcze bardziej karminowe na widok rozłożonego pode mną chłopaka, którego spojrzenie wyrażało nic innego, niż bolesne rozczarowanie.
- Ja… - nie kończąc zdania pobiegłam do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Usiadłam gwałtownie przy muszli klozetowej i otworzyłam pokrywę, pochylając się do przodu. Zwymiotowałam, wyrzucając razem z resztkami kolacji wszystkie swoje uczucia, które w tym momencie odczuwałam.
A przynajmniej miałam nadzieję, że pozbycie się emocji było tak proste.
Zażenowania.
Przyjemności.
Pożądania.
Obrzydzenia.
Wstydu.
Zakłopotania.
Pragnienia.
Potrzeby bycia blisko z osobą, od której powinnam się oddalić.
Mój mózg mówił jedno, a serce i tak biło w swoim chorym, przyspieszonym rytmie.



#TroubleFF
__________
Nie chcę prosić o komentarze, ale... Czytasz, to znaczy komentujesz. To nie takie trudne :>
Kocham! 
x

Rozdział 8


Spojrzałam na budzik zrezygnowana, kiedy zaczął wygrywać irytująco piskliwą melodyjkę z mojego ulubionego serialu. Nienawidziłam wstawać tak wcześnie, ale że nie miałam wielkiego wyboru, po prostu zwlokłam się z łóżka, mając świadomość nadejścia nieuniknionego.  Praca to była najgorsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała. Nie byłam do tego stworzona i chyba nigdy nie będę, ale… rachunki same się nie zapłacą, jakkolwiek małe by nie były. Ashton nie chciał kokosów, ale wymagał terminowego opłacania czynszu, Szczególnie teraz, kiedy był na mnie, delikatnie mówiąc, wściekły.
Och, Ashtona ego zostało tamtego wieczoru dość mocno urażone i biedny chłopczyna dalej nie do końca pozbierał się po stracie okrągłej liczby piw. Śmiałam się z tego, bo to, jak bardzo starał się mnie ignorować, było po prostu przekomiczne; ostentacyjne odwracanie głowy, gdy przebywałam w salonie, wychodzenie z kuchni, gdy tylko się w niej pojawiałam… Ashton Irwin przyjął swoją lekcję, że ze mną się nie zadziera, chociaż nie do końca zdawał sobie sprawę czym tak naprawdę zawinił. Prawdopodobnie uważał, że za bardzo się do mnie dobierał, ale w ten sposób punkt drugi planu został zrealizowany: spraw by cię nienawidził. Jestem niemal zawiedziona że to tak łatwo przyszło, miałam nadzieję na jeszcze kilka takich pryszniców z jego udziałem.
Nakryłam głowę poduszką i jęknęłam. Naprawdę nie mam ochoty wracać do baru…
Nie zrozumcie mnie źle, lubiłam pracę w tym miejscu. Było obskurne, było śmierdzące, ale było znane. To było moje środowisko, takie w którym się wychowałam. Po prostu tam pasowałam. Ale jestem też niesamowitym leniem i nie chciało mi się myśleć o niczym innym, niż własnym łóżku w trakcie swojej zmiany. Bay załatwiła mi te pracę po znajomości, jakiś czas temu, więc siłą rzeczy nie mogłam jej rzucić; to postawiłoby moją przyjaciółkę w bardzo złym świetle. Więc chodziłam jak ta idiotka żeby stać za barem i każdej niedzieli podawać schlanym idiotom kolejne szklanki whisky, obdzierając ich z najmniejszych oszczędności, które lubili szczodrze wsuwać w mój dekolt.
Ashtona nie było już w mieszkaniu, za co byłam niesamowicie wdzięczna. Nie miałam najmniejszej ochoty znowu dostać bólu brzucha ze śmiechu, bo ten idiota nie potrafił przyjąć porażki. Faceci są niby tacy prości, ale kiedy przychodzi do ranienia ich męskiej dumy, to bój się Boga. To prawie jak kondom przebity szpilką, niespodzianka w dziewięć miesięcy gwarantowana.

***

Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na szyld nad klubem, wzdychając cicho. Neon z napisem „Okręt” jeszcze się nie świecił, przez najbliższe kilka godzin nie zostanie włączony, póki nie zacznie się ściemniać, a lampy na ulicy nie zapalą się. Pchnęłam grube drzwi wiodące na zaplecze i weszłam do środka, nie oczekując zbyt wiele od nadchodzącego dnia.
- Spóźniłaś się – odezwał się głos za mną, kiedy zamknęłam drzwi. Podskoczyłam do góry przestraszona i obejrzałam się za siebie. Zobaczyłam dość wysokiego chłopaka, który stał z założonymi rękami, oparty ścianę tuż obok; między zębami trzymał do połowy spalonego papierosa, którego delikatne światło oświetlało jego włosy, zdecydowanie nienaturalnego koloru. Odsapnęłam z ulgą, dochodząc do wniosku, że to po prostu jakiś nowy ochroniarz – był takiej postury, dość dobrze zbudowany, może nie atletyczny osiłek, ale budził pewnego rodzaju respekt. Przewróciłam oczami i nic nie mówiąc ruszyłam dalej. Komu jak komu, ale spowiadać się będę tylko Jane, mojej kierowniczce.
Pomieszczenie na górze było opustoszałe, światła delikatnie przygaszone, żeby  nie marnować niepotrzebnie prądu. Skinęłam głową myjącej parkiet dziewczynie, której nawet nie znałam imienia – po prostu kojarzyłam ją z twarzy, nic więcej. Nie interesowało nie za bardzo kim są ci z którymi pracuję, póki nie włazili mi na głowę i czegoś nie chcieli. Ludzie są wbrew pozorom bardzo irytujący.
Wrzuciłam torbę pod bar i zaczęłam sprzątać w sekcji z kuflami i kieliszkami, będąc pewną, że za kilka godzin nie będę w stanie wziąć żadnej w ręce bez ryzyka stłuczenia. Zmęczenie zawsze dawało mi się we znaki.
- Hej skarbie, zapomniałaś o czymś – podskoczyłam do góry, kiedy ktoś stanął za mną i otoczył swoje ręce wokół mnie, łapiąc za nadgarstki. Jeden z kufli wypadł mi i nieuchronnie uderzył w ziemię, rozpryskując szkło we wszystkie strony. Szarpnęłam się zirytowana i odwróciłam na pięcie, stając – nie do końca twarzą w twarz – z wcześniej spotkanym irytującym dupkiem z zaplecza.
- Czy możesz mi wyjaśnić co do cholery robisz? – warknęłam, ściągając brwi. Chłopak był niewiele starszy ode mnie, teraz w lepszym świetle mogłam zobaczyć, że jego włosy były  pofarbowane na kilka dziwnych odcieni fioletu, cos jakby chciał opisać galaktykę za pomocą farb. Prawdopodobnie większość mężczyzn wyglądałaby źle z czymś takim na głowie, ale jemu jakimś cudem było w tym dobrze; wyglądał z resztą na człowieka, który nawet jeśli założy na siebie worek z ziemniakami, to będzie dobrze wyglądał. 
- Sprawdzam, czy zasługujesz na wypłatę – zachichotał, muskając moje ramię wierzchem dłoni, na co odskoczyłam jak poparzona. – Ale najwyraźniej nie masz ochoty na premię.
Wykrzywiłam usta i obdarzyłam go zniesmaczonym spojrzeniem. Dupek.
- Idź tam, gdzie jesteś potrzebny może, co? A mnie zostaw w spokoju.
Odeszłam od niego szybkim krokiem, kierując się do pomieszczenia gospodarczego. Musiałam pozbierać bałagan, który narobił chłopak.
- Co ty tu jeszcze robisz? – mężczyzna nadal tam stał, kiedy wróciłam, ku mojemu ogólnemu niezadowoleniu. – Wypad. I nie siedź na barze, na litość boską, dopiero co go umyłam, nie ma potrzeby byś polerował go swoją dupą.
On parsknął i pokręcił głowę. – Mam nadzieję, że dla klientów jesteś trochę milsza, niż dla swojego kierownika?
Podniosłam głowę, zszokowana jego słowami.
- Moim kierownikiem jest Jane – zmrużyłam oczy i oparłam się obiema rękami o wysoki kij miotły. – Nie jakiś kolorowo włosy idiota.
- Panna Brooke zapomniała, że z baru nie zabiera się pełnych butelek z alkoholem do domu – stwierdził chłopak z wyraźną satysfakcją obserwując, jak pobladłam. Skuliłam odrobinę ramiona, nie będąc pewna co dalej mówić. Zajęłam się z powrotem sprzątaniem, unikając jego spojrzenia, które wyraźnie na mnie ciążyło.
- Masz szansę się poprawić – zasyczał mi wprost do ucha. Tym razem nie poruszyłam się, tylko zagryzłam wargę ze złości, omal nie przegryzając jej do krwi.
– Pół godziny po otwarciu klubu oddasz bar pod oko Caluma – kontynuował, a jego ręce znalazły się na mojej talii, przyciągając mnie bliżej siebie. Powoli zjeżdżały w dół, aby zatrzymać się na moich pośladkach. Stęknęłam cicho, modląc się, by tego nie usłyszał; nawet nie znałam jego imienia. – Pierwsza kabina od końca w toalecie dla mężczyzn. Spóźnij się, a pożegnasz się z robotą. Pojawisz się… To zobaczymy jak dużą premię dostaniesz.
Odszedł ode mnie, pogwizdując cicho, a ja stałam z lekko otwartymi ustami, nie do końca rozumiejąc co właśnie się wydarzyło. Kurwa.
Kucnęłam pod barem i zaczęłam się tępo patrzeć przed siebie. Dobrze wiedziałam, czego mój „kierownik” chciał, dobrze wiedziałam, że już z tym skończyłam. Zaczerpnęłam powietrza i wypuściłam je powoli, rozkładając ręce szeroko.
- Seks – szepnęłam prostując dłoń jednej ręki, a chwile później zrobiłam to samo z drugą. – Czy nie seks?
Zaśmiałam się do siebie, jakby z własnej głupoty.
Oczywiście, że seks.

***
Poprawiłam materiał różowej, obcisłej sukienki, która miałam na sobie, zanim pchnęłam drzwi łazienki. Pomieszczenie było ciemne, oświetlone ledwo jarząca się żarówką, dającą żółty poblask. Rozejrzałam się dookoła, niepewna, ale doszłam do wniosku, że nie zaszkodzi mi sprawdzić kabinę, o której mówił chłopak. Zapukałam cicho w niemal kartonowe drzwi, a one rozchyliły się, ukazując usatysfakcjonowana twarz fioletowogłowego. Parsknął lekko, widząc moje zmieszanie i wciągnął mnie do środka, zamykając za sobą zasuwkę.
Patrzyliśmy na siebie chwilę, on oblizał usta, lustrując moje ciało swoimi zielonymi oczami. Czerwona koszula w kratę była do połowy wprawiona do czarnych spodni, odsłaniając kawałek klatki piersiowej. Zamrugałam szybko, starając się go nie rozebrać wzrokiem. Miałam na niego ochotę niezaprzeczalnie, a to oznaczało tylko jedno – brak wyrzutów sumienia. Dobrze wiedzieć, że stara Chrissie ciągle gdzieś tam jest.
Przybliżył się do mnie, kładąc rękę na moim biodrze.
- Jesteś urocza – wysapał, uśmiechając się lubieżnie. Zsunął ramiączka mojej sukienki i lekko pociągnął ją w dół, tak, by odsłoniła mój koronkowy biustonosz. Umiejscowiłam ręce na jego klatce piersiowej, przyciągając go bliżej siebie.
- A ja nie znam nawet twojego imienia – zachichotałam, kładąc usta na jego szyi i ssąc delikatnie gorąca skórę. Zapięcie mojego stanika ustąpiło szybko, męskie dłonie odnalazły moje piersi i ścisnęły lekko. Mruknęłam z przyjemności.
- Michael – szepnął chłopak, odsuwając moje włosy z szyi. Przejechał językiem po linii szczeki, zostawiając mokry ślad. Jego ciepły oddech chwilę później poczułam na obojczykach, aż w końcu dotarł do prawego sutka, ssąc go lekko, ale stanowczo. Przylgnęłam ciałem do ścianki za mną, odchylając głowę z rozkoszy. Mój Boże, co ten chłopak robił…
Przycisnęłam jego głowę mocniej do siebie, prosząc o więcej, ale on miał inny plan. Odsunął się ode mnie i spojrzał na moje rozgrzane policzki, najgorszą oznakę słabości jaką mogłam z siebie w tym momencie wydać. Chwycił moją twarz w dłonie i przycisnął swoje usta do moich, wsuwając język między wargi, dając mi poznać jego smak. Pachniał słodkim zapachem narkotyków i cytrynowym mydłem, które mieszało się z okrutną wonią potu. Być może już coś brał, być może przesiąkł tym. Przełknęłam ślinę, starając się złapać powietrze między pocałunkami. Nasze ręce błądziły po ciałach, wsuwając się w miejsca, w które dawno nie były odwiedzane.
Przycisnął mnie gwałtownie do drzwi kabiny, podwijając sukienkę do góry jedną ręką, drugą rozchylając moje uda. Zakołysałam się lekko i objęłam jego szyję rękoma, zmuszając go do powrotu do mojej skóry. Zassał ją na chwilę, pozostawiając po sobie bolesną rankę. Nie było w nas nic łagodnego, zachowywaliśmy się jak głodne zwierzęta albo narkomani na odwyku, spragnieni swojego dotyku. Podniósł mnie wyżej, tak, że oplatałam nogami jego tułów, dając mu chwile na rozpięcie paska jego spodni. Był w tym wprawiony, uporał się z przeszkodą znacznie szybciej niż ja normalnie rozpinam sobie stanik. Jęknęłam, trochę za głośno, kiedy jego szorstkie ręce wsunęły się między moje uda, odnajdując materiał bielizny. Przejechał palcem po mojej łechtaczce, doprowadzając mnie do szału.
- Ćśś, księżniczko, nie chcesz, żeby ktoś nas usłyszał – zamruczał w moje usta, oblizując je językiem. Powstrzymałam się, żeby go nie odepchnąć, zamiast tego opadłam na nogi, a ręce skierowałam w kierunku jego spodni, które stanowczo zsunęłam do kolan. Popatrzyłam na czarne bokserki, który skrywały rosnącą męskość chłopaka. Nie zastanawiając się długo opuściłam je pozwalając, by opadły razem z dżinsami. Spojrzałam do góry na twarz Michaela, która wyrażała nic innego, jak satysfakcje. Zaśmiałam się cicho i przejechałam palcami po penisie, na co on tylko stęknął. I kto teraz jest panem sytuacji, hm?
Moja dłoń zaczęła poruszać się szybko na długości jego przyrodzenia; nie dawałam mu dużo, ale widać było, że wystarczająco. To była gra, w której raz ja byłam pionkiem a raz on. Próbował zmusić mnie, bym uklękła. Popatrzyłam na niego wściekle.
- Takiej opcji w pakiecie nie posiadamy – warknęłam, odejmując ręce i kładąc je z powrotem na jego klatce piersiowej. – A teraz zrób z tego co tam masz pożytek, albo uznam, że jesteś pizdą.
- Ty dziwko – warknął i odwrócił mnie do tyłu, nie dając możliwości sprzeciwu. Przycisnął swoje ciało do mojego, a jego dłoń znowu znalazła moje wejście. Przesunął palcami kilka razy wzdłuż, przez co mój oddech gwałtownie przyspieszył. Nie bawił się w subtelność, wsunął dwa palce we mnie, sprawdzając, jak daleko może się posunąć. Jęknęłam, gdy obrócił je lekko, stymulując jednocześnie kciukiem łechtaczkę. Zaczęłam masować swoje piersi, pozwalając mu na bawienie się niżej, tam, gdzie zdecydowanie bardziej był potrzebny.
- Boże, czy możesz w końcu zacząć – wycharczałam, kładąc głowę na jego piersi. Cały czas się dziwiłam, że miał na sobie koszulkę. Odsunął się ode mnie na chwilę, nakładając prezerwatywę.
Nie musiałam mu powtarzać drugi raz. Poczułam jego erekcję, która ocierała się o mnie, szukając miejsca dla siebie. W końcu poradził sobie z tym – a szczerze mówiąc zaczynałam tracić nadzieję – i pchnął we mnie, pozwalając poczuć swoje ciepło. To uczucie było tak znajome jak widok deszczu, tak naturalne, jak oddychanie.
Mruknęłam i oparłam ręce o ściankę przede mną. Gdzieś w tle usłyszałam trzaśnięcie drzwi, ale jakoś specjalnie ani mnie, ani Michaela to nie obchodziło.
Jego pchnięcia były krótkie, ale regularne, nigdy za płytkie, czasami nawet zbyt głębokie jak na mój gust, jednak… To było w nim niesamowicie pociągające, taka dzikość i brak jakiegokolwiek okiełznania. Czułam jego przyspieszony oddech na policzkach, ręce na biodrach, które synchronizowały nasze ruchy.
To nie było długie. Nie trwało może nawet piętnastu minut, ale wystarczyło, by doszedł; poczułam nowe ciepło, kiedy prezerwatywa wypełniła płynem. Wykonał jeszcze kilka pchnięć i wyszedł ze mnie, ku mojemu niezadowoleniu. Zdawałam sobie sprawę, że byłam mu potrzebna tylko do zaspokojenia, nie mój orgazm się liczył. Tym razem ja stałam się marionetką, ale jakoś niespecjalnie mi to przeszkadzało. Nie każdy seks musi dawać przyjemność, nie dla każdego jest to zarezerwowane. Jakby tak nawet pomyśleć, prawdziwą satysfakcję odczułam kilka razy w życiu, w tym raz z …
Odgoniłam od siebie obraz twarzy Irwina i nasunęłam stanik z powrotem na siebie, podciągając sukienkę.
- Jak się sprawiłam, szefie? –burknęłam, lustrując go wzrokiem. Zaśmiał się, wyrzucając zużytą prezerwatywę do muszli klozetowej i spuszczając wodę.
- No wiesz, loda mi nie zrobiłaś… Premia może w przyszłym miesiącu – powiedział, przyciskając mnie do siebie i całując w usta. Odepchnęłam go szybko.
- Jesteś obrzydliwy – mruknęłam, jeszcze raz przejeżdżając dłonią po materiale spodni w okolicach jego krocza. Odwróciłam się na piecie i wymknęłam z łazienki, zerkając przelotnie w lustro. Przy odrobinie szczęścia nikt nie zauważy w ciemnym klubie co robiłam przez ostatnie piętnaście minut…
- Chrissieeeee! – usłyszałam kiedy weszłam za bar, dziękując Calumowi za pilnowanie interesu. Chłopak skinął głową w moim kierunku, a jego ciemne oczy zlustrowały moją postać, jakby starając się zgadnąć, co robiłam. Posłałam mu słodki uśmiech, zwracając się w kierunku głosu, który mnie wołał.
- Luke – uśmiechnęłam się szeroko. Zarzuciłam włosy do przodu, zasłaniając malinkę, którą zostawił po sobie Michael. – Co tu robisz?
- Moi kumple tu pracują – stwierdził, przytulając mnie przez kontuar. – Ten z którym przed chwilą rozmawiałaś, Hood i jeszcze jeden, nowy kierownik, nie wiem czy go poznałaś, Michael Clifford.
Och. Clifford. Więc mój koleżka ma też nazwisko.
- Słyszałam że jest jakiś nowy – mamroczę niewyraźnie, sięgając po szklankę do whisky i robiąc przyjacielowi drinka. Chłopak uniósł brwi i podrapał się po karku.
- Chrissie – powiedział powoli, a jego oczy wyrażały zaniepokojenie. – Mówiłaś że z tym skończyłaś.
Szlag by cię trafił, Hemmings.
- O czym mówisz? – staram się brzmieć niewinnie, robiąc zdziwioną minę. Luke chyba tego zupełnie nie kupił.
- Chrissie, widzę malinkę na twoje szyi, chociaż wyraźnie wychodzisz ze skóry by ją zakryć – stęka chłopak. Zaczął obracać szklankę w dłoniach, odwracając ode mnie wzrok. – Nie możesz tego znowu zacząć.
- Posłuchaj mnie – warknęłam, kładąc obie ręce szeroko na blacie i opierając się o nie. – Zjawiasz się w moim życiu po czterech latach i myślisz, że wiesz, kim jestem?
Luke wstał gwałtownie, a jego oczy pociemniały z gniewu.
- Może nie wiem kim jesteś – rzekł, wychylając bursztynowy płyn do końca. – Ale wiem, że uprawianie seksu z każdym napotkanym kolesiem nie jest najzdrowsze dla twojej pizdy.
Otworzyłam usta, nie wierząc własnym uszom.
- Jakoś nie narzekałeś, kiedy to ty pakowałeś swojego kutasa do tej pizdy, kurwa – żachnęłam się, używając stanowczo zbyt wiele obraźliwych słów w jednym zdaniu. Zrobiłam krok do tyłu i zmarszczyłam brwi. – Nic ci do tego, z kim uprawiam seks, a z kim nie.
- Nie, mi jest wszystko jedno – parsknął Hemmings. – Ale podejrzewam, że Ashtonowi by nie było.
Otwieram oczy ze zdziwienia, nie do końca rozumiejąc, co ma do tego mój współlokator. Akurat ten debil najmniej mnie obchodził.
- A co ma do tego Irwin?
- Wszystko. Wszystko, Chrissie, tylko ty jesteś zbyt ślepa, by to zobaczyć.

__________

Naprawdę myśleliście, że ogłosiłabym wszem i wobec seks Ashtona i Chrissie!? Oj kochani :D
Mrrr mrrr rawr rawr, pisanie o Michaelu to straszne przezycie dla Michael Girl, TRUST ME.

W czasie oczekiwania na Trouble serdecznie zapraszam na mojego innego tworka, Talking on a broken line, którego przeczytacie TUTAJ.
Jak zwykle, piszcie, komentujcie(dużo <3), cokolwiek!
kocham
x

#TroubleFF

Rozdział 7


Gdybym chciała wyrazić, jak bardzo bawiło mnie zachowanie Ashtona w ostatnich dniach, chyba zabrakłoby mi słów. To nie było żałosne, to nie było zabawne, śmieszne, ani też męczące czy żenujące. To było… niemożliwe. Jego humor skakał jak człowiek na trampolinie, w dół i w górę, raz był szczęśliwy i zadowolony, godzinę później warczał niczym pies. To wszystko odbijało się na mnie, przez co zrobiłam się bardziej drażliwa niż normalnie i tak jestem.
Jedno tylko jedno się nie zmieniło, zasadniczo chyba bardziej mogłabym powiedzieć, że wróciło do normy. Albo i się nasiliło? Nie, nie mówię tutaj o Ashtonie przechadzającym się w samej bieliźnie po domu, bo to jest już elementem dekoracyjnym w tym mieszkaniu – mam to naprawdę na myśli, że to ozdobnik, zawsze jest dobrze zawiesić oko na ładnie wyrzeźbionej klacie podczas śniadania. Bardziej mam na myśli docinki w moim kierunku, coś w stylu „nawet nie wiesz ile bym dał żeby cię przeruchać na blacie tego stołu”.
Najlepsze jest to, że wcale mi one nie przeszkadzały; bawił mnie fakt, że potrafił przejść korytarzem, minąć mnie i ścisnąć mój pośladek jedną ręką.  Śmieszyło mnie, że zostawiał otwarte drzwi łazienki, za każdym razem, kiedy brał prysznic, jakby zachęcając, bym do niego dołączyła. „Czekam słońce” stało się jego codziennym zaproszeniem, na które z uporem parskałam śmiechem i kręciłam głową, w geście odmowy.
Sama nie byłam mu dłużna. Ramiączka stanika same zsuwały mi się z ramion, zdarzało mi się przemknąć bez koszulki przez salon, w którym siedział i grał na gitarze, powodując, że za każdym razem krztusił się własną śliną. Mężczyźni to takie nieskomplikowane istoty, wystarczy im pokazać kawałek ciała a oni są gotowi zrobić wszystko – stara nauka, która nigdy nie straci daty ważności. W przypadku Irwina działało to w stu procentach.
Wszystko to, co robiłam – albo nie – było częścią misternego planu, który ułożyłam zaraz po tym, jak tamtego popołudnia straciłam nad sobą panowanie. Doskonale zdaje sobie sprawę jak śmiesznie to musi brzmieć, że wyciągnęłam kartkę, ołówek i spisałam w punktach, co muszę zrobić, by zniszczyć Ashtona psychicznie. Nie chciałam, aby coś poszło nie tak, nie chciałam, żeby wiedział, jak bardzo się staram, by go zniszczyć.
Byłam suką. Zimną dziwką, która od czasu do czasu czerpała przyjemność z ciepłych rąk chłopaka na swoim ciele. Chciałam go ukarać za to, że nie pamięta. Chciałam go ukarać, że ja pamiętam. Chciałam, aby uznał mnie za tą jedyną, a potem cierpiał, z ranami w sercu tak licznymi, jak pokruszone szkło. Nie zasłużył na taką karę, ale szczerze mówiąc, niespecjalnie mnie to obchodziło.
Gdzieś w środku po prostu sama się go bałam. Nie panowałam nad emocjami, kiedy był w pobliżu, czułam wszędzie jego obecność, a przecież nie o to chodziło. Nie chciałam czuć do niego czegoś innego niż niechęci. Łatwiej nienawidzić, łatwiej się nie angażować, odepchnąć i zostawić. Póki sama nie zostałam zniszczona, póty mogłam sama deptać obcasami po innych.

*

Punkt pierwszy: pokaż mu, że jesteś seksowna.
Łazienka była otwarta, jak zawsze. Delikatna para unosiła się w powietrzu przed drzwiami, pokazując, jak wielka różnica temperatur panowała w obu pomieszczeniach. Po raz pierwszy postanowiłam skorzystać z zaproszenia chłopaka, który chwilę wcześniej demonstracyjnie zaczął się rozbierać przede mną w salonie, co ja tylko skwitowałam uniesieniem brwi.
- Czekam, słońce – parsknął, kiedy w końcu ostatnia warstwa odzieży z niego opadła; stał przede mną tylko w slipkach, z rękami wspartymi na biodrach. Boże, był piękny.
Wyszedł z pokoju, nie trudząc się nawet o pozbieranie rozrzuconych ubrań, jakby spodziewał się, że zrobię to za niego.
Ashton tak naprawdę sam podkładał mi pomysły, co do mojego małego planu. Prowokował mnie, głownie na swoją niekorzyść, bo to nie mi pojawiało się wybrzuszenie w spodniach. To była kolejna rzecz, która ułatwiała mi rozpracowanie chłopaka – kiedy nagle spodnie robiły się za ciasne, już wiedziałam, że rybka połknęła haczyk.
A Ashton… On był bardzo głodną rybką.
Wyłączyłam telewizor i pobiegłam truchtem do kuchni, stwierdzając, że dzisiaj nadeszła moja szansa na zrealizowanie pierwszego założenia planu.
            Otworzyłam lodówkę i z satysfakcją przyjrzałam się stojącym w niech puszkom z ulubionym piwem blondyna. Ostrożnie wyjęłam jedna za drugą i ustawiłam na blacie; naliczyłam ich dokładnie siedemnaście, ciekawe jak bardzo będzie zły, kiedy dowie się, co zrobiłam? Już nie mogę się doczekać.
Zaczęłam ostrożnie otwierać puszka po puszce i wylewać ich zawartość do zlewu. Bursztynowy płyn pienił się, bulgotał, by w końcu zniknąć i nakarmić szczury w ściekach. Jakże mi przykro… Kiedy skończyłam zabrałam puste już opakowania do pokoju chłopaka; byłam tutaj raz, szukając jakiejś płyty, o która mnie poprosił, kilka dni temu. Rozejrzałam się w zamyśleniu po pomieszczeniu, aż w końcu zdecydowałam się ułożyć serce ze śmieci, które miałam.
Parsknęłam śmiechem, patrząc na swoje dzieło. Jeśli coś w tym świecie wyprowadzi Irwina z równowagi, to właśnie mój przejaw niespodziewanego artyzmu. Jakże mi przykro.
Zsunęłam z siebie szorty układając w samym środku uformowanego kształtu, a po chwili namysłu umieściłam tam swoją bluzkę. Az pożałowałam, że Ashton tego nie widział, musiałam wyglądać jak zawodowa striptizerka. Może powinnam rozważyć rzucenie studiów i zajęcie się pracą w klubach nocnych?
Przeszłam lekkim krokiem do łazienki i stanęłam z wahaniem w progu. To było głupie, z jednej strony, a z drugiej zasadniczo i tak widziałam go już nago. A przynajmniej widuję go kilka razy dziennie w samych slipkach. Wsunęłam się szparą w drzwiach do środka, starając się nie zrobić najmniejszego dźwięku.
Zasłonka była zasunięta, co troszkę mnie zdziwiło, zważywszy, że Irwin tak bardzo domagał się mojej obecności pod prysznicem. Cień ciała chłopaka wyraźnie przebijał się przez cienki materiał, który co jakiś czas falował pod wpływem jego ruchów; mięsnie jego rąk napinały się, gdy podnosił je do góry, co wprawiło mnie w niemały podziw. Wzdrygnęłam się i chrząknęłam cicho, dając znać o swojej obecności. Chwilę później szum wody ucichł, a mokra głowa Ashtona wyjrzała na zewnątrz.
Na początku jego twarz wyrażała głęboką konsternację, a potem rozjaśnił się w uśmiechu. Przewróciłam oczami i zaczęłam przystępować noga na nogę, udając zakłopotaną.
- Co tu robisz? – zapytał, mierzwiąc włosy ręką.
- Przyszłam wziąć prysznic – odparłam po prostu, jakby to było coś normalnego, że chcę umyć się w tym samym czasie, co mój współlokator. Ashton podniósł brwi i przegryzł usta, rozważając to, co powiedziałam.
- Podaj mi bokserki – zakomenderował. Spojrzałam na niego pobłażliwie, ale pokornie wykonałam czynność, o którą mnie prosił. Chwyciłam dwoma palcami bieliznę, którą wcześniej miał na sobie, marszcząc nos w wyrazie obrzydzenia i podałam ją chłopakowi, na co on zaczął się ze mnie śmiać. Dobrze.
- Tyle razy zapraszałeś mnie pod prysznic żebyśmy go brali w bieliźnie? – parsknęłam, pocierając ramiona; ruch za zasłonką się skończył, co zasygnalizowało, że Ashton zakrył swoje przyrodzenie. Rozczochrana głowa znowu się pokazała. Wydęłam wargi, jak naburmuszone dziecko. – Mogłam wziąć strój kąpielowy!
- Następnym razem – mrugnął do mnie i rozchylił trochę bardziej dzielące nas płótno, zapraszając do siebie. Wzruszyłam ramionami i zrobiłam kilka kroków na przód, oblizując usta. Rozpuściłam włosy i pomachałam głową, pozwalając, by spłynęły mi łagodnie po plecach; widziałam, jak Ashton wodzi po moim ciele wzrokiem i wcale mi to nie przeszkadzało. Napatrz się gnoju, napatrz na to, co nigdy nie będzie twoje.
Ciepłe ręce chłopaka były niecierpliwe, bo złapał mnie w tali i wciągnął do wanny, na co zareagowałam niekontrolowanym chichotem. Obrócił mnie w swoją stronę, tak, byśmy stali twarzami do siebie. Górował nade mną, jak zwykle z resztą, ale było w tym coś niesamowicie pociągającego; patrzenie na jego nagi tors, z którego spływały kropelki wody było czymś w rodzaju poezji, sztuki, którą rozumie tylko jej stwórca. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego z ciekawością.
Chłopak uśmiechał się lekko, zadziornie, nie trudząc się by ukryć, z jakim pożądaniem wpatrywał się w moje piersi. Poruszyłam ramionami, sprawiając że klatka piersiowa podniosła się i opadła.
- Może włączysz prysznic? Chce się umyć – mruknęłam, przerywając jego moment celebracji. Blondyn potrzasnął głową, jakby próbował się otrząsnąć z uroku, co rozbawiło mnie jeszcze bardziej. Sięgnął ręką po kurek i zaczął regulować wodę, która po chwili wytrysnęła ze słuchawki, mocząc moje włosy. Podniosłam głowę do góry pozwalając, by ciepłe strugi spłynęły po mojej twarzy. 
Ashton patrzył na mnie, kiedy jak dziecko bawiłam się włosami, podrzucając je co chwilę i opuszczając. Uśmiech błąkał się po jego ustach, ale ręce trzymał przy sobie, co wprawiło mnie w niezadowolenie. Nie przyszłam żeby zrobić mu prywatny pokaz. Pochyliłam się po mydło, stojące po drugiej stronie, tak, by nasze ciała otarły się o siebie. Wzdrygnął się, ale nie odsunął, aż w końcu jego ręce odnalazły mój tułów. Ciepłe palce zaczęły wodzić po nagiej skórze, kreśląc niezrozumiałe wzorki, zostawiając palące ślady. Uśmiechnęłam się do niego i spojrzałam w dół, na jego bokserki, które wyraźnie zaczęły robić się za małe. Ten widok sam w sobie zachęcił mnie, bym przysunęła się do niego bliżej.
Przylgnęłam do niego całym ciałem, pozwalając swoim piersiom poocierać się o jego tors, dając mu przyzwolenie na śmielsze ruchy. Jego duże dłonie zjeżdżały dużo niżej, w kierunku moich pośladków, ściskając je raz po raz. Widziałam, jak drży mu dolna warga wracał dłońmi na mój brzuch jakby szukał odpowiedniego miejsca by je ułożyć, ale nie znajdował, dlatego nie potrafił się zatrzymać. Starał się poznać moje ciało, palcami uczył się go na pamięć.
Zaczęłam ostrożnie mydlić jego ciało, chociaż bardziej pragnęłam po prostu zobaczyć, jakie w dotyku są mięśnie jego brzucha, obojczyk, plecy. Nawet najmniejszy dotyk powodował u niego reakcję, czasami odsuwał się, pokazując bym przestała, albo przybliżał, dając do zrozumienia, że chce więcej. To było zabawne doświadczenie, troszkę dziwne, dawać drugiej osobie możliwość zapoznania się ze sobą w taki sposób. Dotyk był magią, której osobiście nie lubiłam stosować; to zawsze jest intymne, jakby zarezerwowane dla wyjątkowych. A ja lubiłam tylko uczucie wypełnienia, które powodowali we mnie mężczyźni. Nic więcej.
A Ashton? Ashton był tylko zabawką, którego erekcja wyraźnie nie dawała spokoju.
W tym momencie poczułam jego wargi na mojej szyi, kiedy złożył na niej delikatny pocałunek; wzdrygnęłam się, nie rozumiejąc, skąd wzięło się nagle uczucie przyjemności. Jego ręce, duże i ciężkie znajdowały się na moich biodrach, a on przyciskał swoją twarz do mojej szyi, znacząc ją delikatnymi, ale jednocześnie gwałtownymi pocałunkami. Odchyliłam się trochę, dając mu większy dostęp. Byłam zdziwiona, jak bardzo mi się to podobało, dlatego nie odepchnęłam go. Niech się bawi, głupi osiołek.
Jęknęłam cicho, gdy trafił w mój czuły punkt. Usłyszałam jego cichy chichot, dlatego zupełnie przez przypadek opuszczając rękę przejechałam po materiale mokrych bokserek. Chłopak warknął delikatnie, z przyjemności. Teraz z kolei ja stłumiłam śmiech. Odsunęłam jego głowę od siebie i zmusiłam, by spojrzał na mnie.
- Miałam się umyć – mruknęłam, ale zamiast tego, rozpoczęłam rewanż, atakując jego szyję, delikatnie ssąc skórę. Smakował słodko, trochę jak mój ulubiony sok, a jednocześnie gorzko, jak popsute mleko. Moje pośladki zostały ściśnięte mocniej, kiedy zjechałam wargami w dół, zataczając kółka językiem na kościach obojczykowych. Uśmiechnęłam się do siebie i znowu pozwoliłam swojej ręce odnaleźć jego bokserki, naciskając na nie mocniej.
- Chrissie – szepnął, łapiąc oddech. Moje imię w jego ustach, w tych okolicznościach brzmiało… Ładnie. Próbował wsunąć swoje palce między moje uda, ale szybko ścisnęłam nogi, dając mu do zrozumienia, że nie dla psa kiełbasa. Parsknął na to, dusząc się lekko. – Chyba żartujesz.
- Nie bardzo – uśmiechnęłam się i odwróciłam plecami, odchylając głowę, jakby prosząc, by wrócił swoimi ustami do mnie. Szybko posłuchał, ale tym razem nie był delikatny. Sunął językiem po mojej skórze i delikatnie ją szczypał. – To kara?
- Dla niegrzecznych dziewczynek zawsze jest kara – sapnął, nie przerywając. Był jak głodne zwierze, spragnione dotyku i bliskości, a ja mu z czystą przyjemnością dawałam, do tego doskonale się przy tym bawiąc. Otarłam się kilka razy biodrami o jego krocze, doprowadzając go wyraźnie do szału. Och biedactwo. Westchnęłam w końcu, stwierdzając, że za chwilę sama nie wytrzymam i karze mu zrzucić z siebie ten irytująco ograniczający materiał, ciążący na jego biodrach. Odepchnęłam chłopaka i obejrzałam się do tyłu, by zobaczyć rozczarowanie i gniew w jego oczach, które pociemniały wyraźnie. Uniosłam brwi.
- Wystarczy tego dobrego – parsknęłam. Zakręciłam wodę i otrząsnęłam się, pozwalając, by pojedyncze krople wody spadły na blondyna, który uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Złapię cię – powiedział i wyciągnął po mnie ręce, próbując dosięgnąć; wyskoczyłam z wanny płynnie, ociekając wodą. Złapałam szybko ręcznik i owinęłam się nim szczelnie. Zaczęłam się śmiać, kiedy zły wyszedł zza zasłony, mierząc mnie od stóp do głów spojrzeniem. – Proponuję dokończyć w moim pokoju ten prysznic.
Pokręciłam głową, udając zasmuconą. – Muszę wcześniej pójść spać, jutro idę na uczelnie.
Ashton wygiął wargi w podkówkę, jednak nic więcej nie powiedział. Miałam już wyjść, ale coś mi się przypomniało.
- Ashton?
- Hm?
- W pokoju będziesz miał niespodziankę – zamruczałam uwodzicielsko i puściłam do niego oczko. Jego zęby błysnęły, chyba pomyślał, że zmieniłam zdanie. O naiwny.
Pobiegłam na miękkich nogach do swojego pokoju i zapobiegawczo zamknęłam się na klucz.
- KURWA CHRISSIE! – Usłyszałam rozwścieczony krzyk chłopaka jakieś pięć minut później. Chyba znalazł w końcu swój prezent.

- Wszystkiego najlepszego z okazji dnia idioty! – Odkrzyknęłam i zaczęłam turlać się po łóżku ze śmiechu. To był dobry wieczór.

__________
Jejku, zostawiajcie zawsze tyle komentarzy co pod poprzednim rozdziałem, sprawiliście że uśmiechnęłam się ponad 70 razy.  Powtórzycie to? :) 
Dziękuję i kocham mocno.
x
#TroubleFF!

Z OSTATNIEJ CHWILI
Trouble będzie tłumaczone na angielski dzięki uprzejmości @djuhuhu!
Jestem bardzo z tego powodu szczęśliwa i zapraszam Was do śledzenia tłumaczenia.
TUTAJ

Rozdział 6

Obserwowałam go od momentu, w którym wszedł do kuchni, jak zwykle ubrany nienagannie, tylko w bokserki. Oszczędziłam sobie komentarza na ten temat, bo on i tak by wiele nie zdziałał, znałam to tak dobrze jak rozmiar swojego stanika. Nie wiedziałam, co sądzić o tym wszystkim – o zeszłej nocy, o nim, o naszej relacji. Czy jakakolwiek relacja w ogóle istniała?
To wszystko powoli stawało się surrealistyczne. Cały poprzedni wieczór, jakby został wymazany z naszych pamięci, za pomocą gumki albo magicznej różdżki. Pozostała czarna dziura, niezałatana plama w pamięci, mglisty obraz. Ani ja, ani Ashton nie garnęliśmy się, by porozmawiać o zaistniałej sytuacji – chyba nie było takiej potrzeby. Nie dlatego, że następnego ranka wskoczyliśmy sobie w ramiona i zaczęliśmy uprawiać dziki seks na blacie w kuchni(kuszące, muszę przyznać), tylko po prostu… nie wyczuwało się żadnego napięcia, niezręcznej ciszy, niczego. Wróciła za to obojętność, emocjonalny brak jakiegokolwiek zaangażowania. Chłopak nawet nie spojrzał na mnie, kiedy przygotowywał śniadanie – co było dość dziwne. Ba, to było bardzo dziwne, zważywszy ma mój skąpy strój.
- Masz coś na nosie – ledwie zdążyłam zobaczyć znikający kawałek pleców Irwina, kiedy podniosłam głowę. Ten chłopak był niemożliwy, stosował na mnie jakieś sztuczki, chyba myśląc, że w ten sposób zawróci mi w głowie, albo, że dobrowolnie wskoczę mu do łóżka.
W tym momencie podjęłam ostateczną decyzję, że nie ulegnę Ashtonowi, choćby nie wiem jak się starał. Zobaczymy gdzie mnie to doprowadzi.
Zanim zdążyłam bardziej wgłębić się w analizę zachowania nieznośnego współlokatora, mój telefon zaczął wibrować. Wyciągnęłam go znudzona z kieszeni spodni i rzuciłam okiem na wyświetlacz; zamknęłam oczy zirytowana gdy tylko przeczytałam, kto dzwoni.
- Cześć Chris – ziewnęłam do słuchawki, przykładając ją do ucha. W międzyczasie ruszyłam do zlewu, aby pozmywać po śniadaniu.
- Chrissie – zabrzmiał oficjalny głos w aparacie. Skrzywiłam się nieznacznie. – Dawno się nie słyszeliśmy.
- Rzeczywiście, dawno – mruknęłam. Jakby fakt, że nie rozmawiam z chłopakiem mojej przyjaciółki mnie jakkolwiek obchodził. – Co słychać?
- Zasadniczo chciałbym z tobą dzisiaj porozmawiać osobiście – coś w jego tonie, niepojącego, przykuło moją uwagę. – Masz trochę czasu, jakoś po południu?
- Jasne – przygryzłam wargę, przekładając słuchawkę do drugiego ucha.– Wpadaj kiedy tylko chcesz, cały dzień siedzę w domu.
- Będę za jakąś godzinę, do zobaczenia.
Połączenie się urwało, a ja stałam z niewyraźną miną po  środku kuchni, nie do końca rozumiejąc, co się właśnie wydarzyło. Ze wszystkich osób na świecie Chris był ostatnią, która chciałaby porozmawiać ze mną o swoich problemach. Chyba że…
Chyba że chodziło o Bay.
*
Siedzieliśmy w moim pokoju naprzeciwko siebie, zaciskając kubki z parującą herbatą. Twarz Chrisa była niemal szara, czasami zielona, jakby miał ochotę permanentnie zwymiotować. Przełknęłam ślinę, starając się zmusić mężczyznę do rozmowy. To było niepodobne do niego, by być cichym. Jemu się przeważnie gęba nie zamykała.
- Więc… - zaczęłam kulawo, upijając łyk napoju. – Co słychać?
- Po staremu – odmruknął Chris, patrząc gdzieś ponad moje ramię. Przewróciłam oczami, starając się z całych sił nie wybuchnąć.
- Błagam cie – warknęłam. – Wciskaj kit swojej sekretarce, a nie mi. Mam oczy.
Chris chrząknął i odstawił picie na stolik nocny obok niego. Zacisnął dłonie na swoich kolanach i wziął kilka głębokich oddechów.
- Chodzi o Bay – zaczął cicho, przegryzając wargę. – Ostatnio… Nie jest sobą.
Przyjrzałam się mu z zainteresowaniem. – Jak to?
- Po prostu – wbił we mnie zmęczony wzrok. – Unika mnie, ledwie rozmawiamy, nie odwiedza mnie w pracy jak kiedyś. Nawet wczoraj… Wczoraj odwołała naszą rocznicową randkę wymawiając się rodzinnym obiadem.
Zamarłam. Jak długo znałam Bay, takie zachowanie oznaczało tylko jedno. I to by się Chrisowi bardzo nie spodobało, gdyby okazało się prawdą.
- Może powinieneś z nią o tym porozmawiać? – zasugerowałam delikatnie, starając się nie drżeć. Byłam pewna, że brunet podejrzewa skąd taka taktyka u jego dziewczyny, ale najwyraźniej przyszedł do mnie po potwierdzenie. Cholera. Chris pokręcił głową i spuścił w końcu wzrok.
- Myślisz, że nie próbowałem? – prychnął. – Za każdym razem zmienia temat, albo mnie zbywa machnięciem reki. Powoli mnie to meczy.
Przetarłam usta dłonią i podparłam się ręką o policzek, zamykając na chwilę oczy.
- Nie wiem, Chris – mruknęłam bezbarwnie. – Nie potrafię powiedzieć, co chodzi jej po głowie.
Chrissie, ty mały kłamczuchu. Doskonale wiesz, co się stało z Bay. Powinien ci wyrosnąć nos jak u Pinokia.
- Myślę, że jej przejdzie za jakiś czas – kontynuowałam, niezrażona powątpiewającym wzrokiem chłopaka. – Może ma okres. Albo jej się spóźnia. No wiesz, to potrafi wywrócić z równowagi.
Przecież mu nie powiem, że w czasie jego delegacji, Bay wskoczyła komuś do łóżka i przeleciała go w dwie strony? Że nawet nie musiałam pytać o to swojej przyjaciółki, bo po prostu znam ją tak dobrze? Że i tak jestem pod wrażeniem ile wytrzymała? Nie powiem tego, nie jestem suką, Chris wyglądał wystarczająco źle.
Siedzieliśmy w ciszy jakiś czas, pijąc herbatę. Wiedziałam, że nie tego Chris spodziewał się ode mnie usłyszeć, ale na dobrą sprawę, co miałam zrobić? Co jeśli nie miałam racji i Bay rzeczywiście miała po prostu okres, albo w pracy jej się nie powodziło, cokolwiek?
- Chrissie wychodzę i… - drzwi do mojego pokoju otworzyły się z trzaskiem i stanął w nich Ashton, nagle zszokowany widokiem mojego gościa. Otworzył usta ze zdziwieniem, ale szybko je zamknął. – Przepraszam.
Wycofał się tak samo szybko, jak się pojawił, zanim zdążyłam zareagować. Uniosłam brwi w niemym zdumieniu. Chris odwrócił się zdziwiony, rzucając mi pytające spojrzenie.
- To był właśnie Ashton Irwin – bąknęłam, czując się niebywale niezręcznie. – Mój współlokator.
- Chyba nie był specjalnie zadowolony widząc mnie tutaj – zauważył Chris, dopijając swoją herbatę. – Nie lubi ludzi?
- Nie jestem pewna czy on kogokolwiek lubi oprócz siebie – parsknęłam, uśmiechając się. Blondyn nie był zdecydowanie tematem, na który chciałam rozmawiać. A szczególnie nie z Chrisem. Chłopak pokręcił głową i wstał, zaciskając wargi w wymuszonym uśmiechu.
- Pójdę już. Może uda mi się złapać Bay – skinęłam mu głową i odprowadziłam go do drzwi. Czułam się niezręcznie  przytulając go na pożegnanie, ale jego wdzięczna mina wynagrodziła mi to. Jak się okazuje, Chrissie Weild też ma serce… Od czasu do czasu.
Miałam wrócić do siebie i zająć się nauką(tak dla odmiany. Od kiedy stałam się przykładną studentką?), ale czyjaś ręka, konkretnie Ashtona, spoczęła na moim ramieniu, zatrzymując mnie w połowie drogi. Spojrzałam zdumiona do góry, mając niemalże znaki zapytania w oczach. Irwin odchrząknął, zanim coś powiedział.
- Kto to był?
- Co cię to obchodzi? – parsknęłam zirytowana. Mimo, że tym razem był całkowicie ubrany, nieznośnie zakłócał moją przestrzeń życiową. Odsunęłam się od niego kawałek.
- Bo to moje mieszkanie – odparł zimno, odrywając swoją rękę ode mnie. Zmrużyłam oczy i prychnęłam jak kotka. – I mam prawo wiedzieć kto w nim przebywa.
- A tamto to mój pokój – wskazałam palcem na pomieszczenie, od którego znajdowaliśmy się niecałe półtora metra. – Do którego wypadałoby zapukać, zanim wejdziesz.
- Moje mieszkanie, moje zasady – warknął. Roześmiałam się ironicznie, nie wierząc własnym uszom.
- Moje pieniądze, które niedługo przestaną lądować w twoim portfelu, jeśli nie przestaniesz zachowywać się jak skończony dupek! – wrzasnęłam. Moje policzki poczerwieniały, a ręce zaczęły drżeć. Różnica wzrostu moja i Irwina była bolesna, kiedy nie miałam na sobie obcasów. Ale to było nieważne, złość, którą odczuwałam podnosiła mnie o kilka dobrych metrów nad ego blondyna.
- Ach tak – burknął, a jego szczęka zacisnęła się. Był zły, a może zirytowany, a może chciał mnie uderzyć za to, że mu się sprzeciwiłam. Nie obchodziło mnie to. – To ustalmy sobie jedno, nie przyprowadzasz do mieszkania swojego chłopaka. Koniec dyskusji.
- SŁUCHAM?
Ashton zaczął odchodzić, a ja stanowczym ruchem złapałam go za koszulkę, powstrzymując przed kolejnym krokiem. Spojrzał na mnie jak na małe, irytujące zwierzątko, co jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło.
- Słyszałaś – westchnął teatralnie. – Nie przyprowadzasz facetów tutaj. Nie żeby tamten był twoim chłopakiem, ale..
- Skąd ty możesz wiedzieć, kto jest moim chłopakiem a kto nie?
- Bo ty nie masz chłopaka – Ashton uśmiechnął się przebiegle. – A teraz mnie puść, muszę popracować.
- A co, jeśli mam? – kontynuowałam, sama nie jestem pewna, w jakim celu. Dlaczego mnie tak obchodziło, co o mnie myśli Irwin?
Blondyn roześmiał się, tym razem szczerze. - Twój chłopak raczej nie wyglądałby jak łysiejący profesorek.
- A co jeśli się mylisz? – warknęłam, nie ustępując. – Może w takich gustuję.
- Nie – odparł po prostu, próbując uciąć rozmowę.
- A skąd ty to możesz kurwa wiedzieć?
- Bo wołałabyś pójść ze mną do łóżka, nie z nim.
Wzięłam głęboki oddech i przybliżyłam się do niego kładąc rękę na piersi chłopaka. Ten wstrzymał oddech, jakby zdziwiony moim ruchem – zasadniczo ja sama nie jestem pewna, co mi odbiło. Po prostu poczułam potrzebę, z rodzaju tych, które trzeba zaspokoić zanim zaczną niszczyć człowieka od środka.
- Och tak, zdecydowanie – wymruczałam, ocierając się o jego ciało. Jego ręka znalazła się na moich plecach, wędrując pod koszulkę; ciepły dotyk jego palców na mojej nagiej skórze powodował przyjemne dreszcze. Zaczął zataczać kółka palcami kiedy moje dłonie zjechały niżej, w dół jego brzucha. Oblizałam wargi. Ashton pochylił się nade mną.
- Innym razem, skarbie – wyszeptał mi do ucha, lekko je przegryzając, aż zadrżałam. Odsunął się ode mnie i popatrzył na mnie przeciągle, parskając lekko. Moje policzki były czerwone, ale jego również, co oznacza, ze dobrze odwaliłam swoją robotę. – Jeszcze kiedyś to dokończymy.
Puścił mi oczko i pocałował w policzek, pozostawiając swoimi ustami gorący ślad na mojej skórze. Wypuściłam powietrze z płuc, zdając sobie sprawę, że wstrzymywałam oddech. Ashton wyszedł z mieszkania, a ja chwiejnym krokiem doszłam do kanapy i opadłam na nią, starając się poukładać w głowie wydarzenia ostatnich dwudziestu czterech godzin.
Niemal romantyczny wieczór z Irwinem.
Chris, którego zdradziła Bay i się do tego nie przyznała. Nikomu.
Zazdrosny Ashton na widok Chrisa w moim pokoju.
Ja i Ashton, którzy niemal nie zaczęliśmy uprawiać seksu na środku pokoju.
Czy ktoś mi może wytłumaczyć, kto w tym mieszkaniu z kim gra w kotka i myszkę? Bo powoli zamieniam się w ofiarę, a nie łowcę, a to nie jest coś, o czym od zawsze marzyłam.
Nie szukam księcia, który uratuje mnie z wysokiej wieży. Żadna dziewczyna nie powinna tego chcieć. Szukam królewicza, który popchnie mnie na ścianę zamku i sprawi, że zapomnę jak się nazywam. Że będę krzyczała tylko jego imię, bez względu na to, z kim wyląduje w łóżku.
Pytanie brzmi, czy Ashton Irwin był osobą, której imię chciałabym wykrzyczeć na cały Nowy Jork?
__________
Ponad 120 osób czyta, jak nie więcej, a ledwie 30 zostawia komentarze, hej, zróbcie mi przysługę i napiszcie cokolwiek pod rozdziałem ;) To naprawdę miłe jest przeczytać nawet jednowyrazowy komentarz, uwierzcie mi. ;)
Kocham
x

#TROUBLEFF !