Opadłam na łóżko w swoim pokoju i spojrzałam tępo w sufit, nie będąc w stanie poruszyć ani jednym mięśniem. Byłam wykończona, psychicznie i fizycznie. Kto by się spodziewał, że zwykła praca w podrzędnym barze może być aż tak wymagająca? Wycięczająca? Popierdolona?
Przez
chwile nawet to lubiłam, wstawanie rano, ten dreszczyk emocji, kiedy wchodziłam
do klubu, błysk w oku mojego przełożonego, kiedy zakładałam coraz to krótsze
spódniczki. To trochę mi przypominało o starych przyzwyczajeniach, które
zostawiłam za sobą. Okazuje się, że nie tak łatwo jest wyplątać się z
łamigłówki zwanej życiem.
Michael
był specyficznym człowiekiem, ale dało się z nim obcować. Byłam pełna podziwu,
że kiedy byliśmy sam na sam zachowywał się zupełnie inaczej, niż kiedy staliśmy
w otoczeniu i innych osób. Oczywiście nie mógł się powstrzymać, żeby od czasu
do czasu złapać mnie za pośladek, albo wymownie oblizać wargi, gdy przechodziłam
obok, ale nie było mi jakoś źle z tego powodu. To raczej moja sprawa, czyj
penis lądował między moimi nogami, a nie na przykład takiego Hemmingsa, który demonstracyjnie
ignorował mnie w czasie swoich wizyt w klubie. Czy wspominałam już, jak bardzo
żałośni są faceci?
Moje ciało nie reagowało tak
jak powinno; kazałam prawej ręce się podnieść, a ona nadal leżała bezwładnie na
poduszce, cierpiąc ze zmęczenia dokładnie w ten sam sposób, co jej
właścicielka. Zaklęłam cicho, wkładając całą energię w zgaszenie lampki nocnej
stojącej obok mnie. To było chyba jedyne, na co było mnie stać…
***
-
Ładnie pachniesz – mruknął Michael do jej ucha, zakładając kosmyk włosów za
ucho dziewczyny. Spojrzała na niego z uśmiechem, kładąc rękę na odsłoniętej
katcie piersiowej. Kciukiem zatoczyła krąg wokół sutka chłopaka, na co on
zareagował nagłym mruknięciem. – Nie rób mi tak.
-
Ale jak? – zapytała słodko Chrissie, mrużąc oczy i wzruszając lekko odsłoniętymi
ramionami. – Tak?
Przybliżyła
swoje wargi do jego, wpijając się w usta Michaela. Nauczyła się go kontrolować,
dawała mu satysfakcję, jednocześnie sama biorąc niemało. Ich pierwszy raz
został zdominowany przez jego męskie ego, ale nie na długo. To ona była
mistrzem, nie on.
Wygięła
plecy, kiedy ciepłe ręce chłopaka zjechały niżej, łaskocząc ją po odsłoniętym
udzie. Bawił się z nią, wsuwając i wysuwając dłoń spomiędzy jej nóg, dając i
zabierając.
-
Jesteś moja – zamruczał, zaciskając lekko zęby na jej szyi. Chrissie zaśmiała
się, odpychając go od siebie. Nasunęła na ramiona koszulkę, obciągnęła w dół
spódniczkę.
-
Nie jestem twoja – powiedziała, a w jej oczach tańczyły złośliwe iskierki. Ręką
sięgnęła do rozporka jego spodni, odpinając guzik i rozsuwając zamek. Czerwony materiał
bokserek był mokry w jednym miejscu, chłopak wyraźnie nie wytrzymał napięcia.
Chrissie włożyła palec miedzy usta i oblizała go, unosząc wymownie brwi. On
zaczerpnął powietrze i umiejscowił swoje dłonie na krawędzi bielizny, gotowy by
ją zdjąć. – Nie nie nie.
Dziewczyna
przegryzła wargę, rękę kładąc na rosnącym przyrodzeniu chłopaka. Przesuwa
kciukiem w górę i w dół, doprowadzając go do szału.
-
Przysięgam, jeśli zaraz czegoś nie zrobisz, to cię zwolnię! – jęknął Michael, odchylając
głowę do tyłu i opierając ją na ścianie za nim. Wsunęła rękę pod materiał;
znowu delikatnie muskając jego skórę. Tak niewiele było trzeba, by sprowadzić
Michaela na ziemię i pokazać mu jego miejsce. Jeśli myślisz, że ktoś jest twoją zabawką, nie zdziw się, gdy sam staniesz się w niedługim czasie instrumentem w
rękach tej osoby.
-
Mmmm – świsnęła między zębami, zaczerpując powietrza. – Może dzisiaj
spróbujemy czegoś nowego?
Kucnęła,
popychając go na ścianę tak, że rozpłaszczył dłonie na barierze za nim; uśmiechnęła
się łobuzersko, kiedy z okrągłymi oczami chłopak patrzył, jak ona zdejmuję z niego
bieliznę. Wzięła głęboki oddech, chcąc zrobić coś, czego dawno nie próbowała. Przybliżyła
twarz do jego krocza, wysuwając język…
***
- Chrissie, Chrissie obudź się
- poczułam, jak czyjaś ręka potrząsa moim ramieniem gwałtownie, przerywając
senne marzenia. Otworzyłam leniwie oczy i zobaczyłam nad sobą znajomą twarz.
Poderwałam się do góry, zasłaniając się pod szyje kołdrą.
- Co ty tu do jasnej anieli
robisz?
- Jak przyjdziesz do salonu, to
zrozumiesz – zachrypnięty głos mojego przyjaciela zadudnił w pokoju, usuwając
ze mnie resztki snu. Coś w jego tonie, niepokojącego, rozbudziło mnie
ostatecznie.
Luke zostawił mnie samą w
pomieszczeniu, zamykając za sobą delikatnie drzwi. Zamrugałam kilka razy,
próbując dostosować wzrok do ciemności wokół mnie. Podświetliłam ekran komórki,
sprawdzając, która godzina. Było dokładnie wpół do czwartej.
- A niech cię diabli niosą, Hemmings
- mruknęłam, z westchnieniem wstając z łóżka. Nasunęłam puchate kapcie na nogi
i założyłam jakaś bluzę, która leżała na moim obrotowym krześle. Otuliłam się
nią szczelnie, nie za bardzo zważając na to, jak duża na mnie była. Pchnęłam
drzwi, wchodząc do następnego pokoju, oświetlonego stojącą na podłodze lampie,
zwykle wyłączonej. Zmarszczyłam czoło, starając się zrozumieć, dlaczego o tak później
godzinie Luke był w moim mieszkaniu, do tego budząc mnie, jakby się paliło.
Wysokie włosy blondyna
wystawały zza nagłówka kanapy, przy której kucał. Kiedy usłyszał trzask
otwieranych drzwi poderwał się, teraz stojąc z założonymi rękami i patrząc ze
zmartwieniem w dół. Podeszłam do niego, nadal nie rozumiejąc sytuacji.
- Och – mruknęłam, kiedy w
końcu udało mi się zobaczyć, nad kim pochylał się mój przyjaciel. Ashton.
- Ano – odpowiedział cicho
Luke, spoglądając na mnie z ukosa. Założyłam ręce na piersi i przekręciłam
głowę w kierunku stojącego obok mnie chłopaka.
- I ze niby co ja mam teraz z
nim zrobić?
- Nie wiem, rób co chcesz, to
twój współlokator, pomyślałem, że wypadałoby cię poinformować, że ten tutaj może
tutaj kopnąć w kalendarz, bo jest jebanym idiotą – żachnął się Luke. Parsknęłam
lekko śmiechem, a kąciki ust Hemmingsa uniosły się lekko do góry, kiedy to
zrobiłam. – Zajmij się nim, Chriss. Przynajmniej sprawdzaj go co jakiś czas,
żeby się nie zarzygał. Przysięgam, nie widziałem jeszcze nikogo, kto potrafi
wypić tyle alkoholu na raz.
Pokręciłam głową z rezygnacją.
Miałam do wyboru posiedzieć obok Irwina, albo potem czyścić dywan z jego wymiocin,
bo przecież sam by tego nie zrobił.
- Idź już, ogarnę go –
powiedziałam cicho, odgarniając grzywkę z czoła. Luke uścisnął moje ramię
lekko, starając się dodać mi trochę energii. Stałam przez chwilę patrząc na
swojego współlokatora, póki nie usłyszałam szczęku zamka. Kucnęłam przy kanapie
i położyłam dłoń na policzku Ashtona, klepiąc go lekko.
- Ashton? Ashton – powiedziałam
cicho, starając się go obudzić. Jęknął coś niezrozumiale, otwierając na chwile
oczy, ale szybko je zamknął, wracając do snu. Podniosłam trochę głos,
szturchając go tym razem w bok. – Ashton.
- Czego – warknął, przekręcając
się na drugi bok, tak, że nie widziałam jego twarzy. Wypuściłam powietrze z
siebie zirytowana.
- Piwo się skończyło –
powiedziałam słodkim głosem, starając się nie brzmieć na zmęczoną. Chwilę później
miałam ochotę położyć się na podłodze i śmiać jak szalona, bo Irwin natychmiast
usiadł, prostując się. Nic na niego nie działa tak, jak brak afrodyzjaku. –
Żartowałam. Ale skoro już się obudziłeś, to możemy się tobą równie dobrze zająć.
Irwin rzucił mi pytające
spojrzenie, chyba nie do końca orientują się, jakim cudem znalazł się w domu. Prawdopodobnie
urwał mu się film, kiedy pił ostatniego drinka. Czy cokolwiek, co on tam w
siebie postanowił wlać. – Co ja tu…?
- Robisz? Siedzisz. Irytujesz
mnie. Oddychasz. Nie dajesz spać – warknęłam, wstając na równe nogi. – A przede
wszystkim, wyglądasz jak gówno, jeśli mam być szczera.
Pokręciłam głową, kiedy jego
usta wygięły się w podkówkę. Pomaszerowałam do kuchni, żeby po chwili wrócić do
chłopaka z miseczką chłodnej wody i
szmatką, którą przyłożyłam mu do czoła, jak tylko znowu się położył. Nie zliczę ile razy zbierałam do kupy swoich
przyjaciół w takich sytuacjach, więc nie było to dla mnie nic specjalnie nowego
czy też zadziwiającego.
- Jak tam impreza? – zapytałam,
ocierając palcem wodę kapiącą z jego policzka. Chłopak miał przymrużone oczy,
ale był świadom tego, co się wokół niego działo, a to jakiś postęp.
- Dobrze – burknął, łapiąc moje
palce. Otworzyłam szerzej oczy, kiedy nasza skóra się zetknęła, ale szybko
cofnęłam rękę, mocząc ponownie materiał w wodzie, tym razem przykładając go do
rozpalonych policzków. – Nie powiesz Chrissie?
Zmarszczyłam brwi, na dźwięk
swojego imienia. Blondyn był tak piany, że nie rozpoznawał ludzi… Musiał naprawdę
dużo wypić.
- Nie, nie powiem –
powiedziałam spokojnie, odgarniając jego włosy z czoła. Usiadłam na skraju
kanapy koło niego, tak, że nasze ciała się stykały. Zaśmiałam się lekko, kiedy
jego ręka objęła moją talię. Takie typowe.
- To dobrze, nie chciałbym,
żeby mnie widziała w takim stanie – bąknął niewyraźnie, że ledwo go
zrozumiałam. Miał już szeroko otwarte oczy, bursztynowo zielone tęczówki lśniły
w pijackim szale. Uśmiechnęłam się do niego znowu.
- Dlaczego?
- Bo by mi nie wybaczyła.
- Czego? – w tym momencie byłam
prawdziwie zaciekawiona, co kryło się pod tymi niesfornymi lokami, jakie myśli
skrywała ta niesforna czupryna. Całe szczęście, mężczyźni po alkoholu są zazwyczaj
niesamowicie szczerzy.
- Że ją zostawiłem – wyszeptał,
a dłoń, która znajdowała się na mojej talii, zacisnęła się w pięść. Wargi
chłopaka zaczęły drżeć, kiedy zaczerpnął powietrza i wypuścił je ze świstem. Oparł
się łokciem o kanapę, doprowadzając swoje ciało do pozycji pół siedzącej; ja odłożyłam
miseczkę z wodą na stolik, razem ze szmatką.
- Przecież była cały czas domu –
powiedziałam delikatnie, składając usta w lekki dzióbek i pochylając się lekko
do przodu, szukając jego spojrzenia. – Hej, słyszysz? Była w domu.
Ścisnął moje palce i podniósł
do góry, bawiąc się nimi. Oglądał moją prawą rękę z każdej strony, przesuwał
kciukiem po kostkach, badając fakturę. W końcu przycisnął jej wierzch do swoich
ust, składając drobny pocałunek.
- Nie, nie rozumiesz – mruknął,
przyciągając mnie do siebie, tak, że leżałam w tym momencie obok niego, oparta
o jego ciało. Jego skóra parzyła w miejscach, w których stykała się z moją. –
Ona mi nie wybaczy.
- Ashton, jestem pewna, że
wybaczy – powiedziałam cicho, sama do końca nie wiedząc, dlaczego. To było
takie dziwne: chłopak wydawał się być świadomy, w pełni trzeźwy, nawet nie
pachniało od niego za bardzo alkoholem. A jednak dalej nie widział, z kim
rozmawia, jakby sam nie chciał zobaczyć. Wzięłam głęboki oddech, a w moje
nozdrza uderzył zapach, który kilka lat temu tak bardzo mnie urzekł – tytoniu i
tego śmiesznego, taniego dezodorantu. Uśmiechnęłam się lekko, wtulając nos w
koszulkę, która miał na sobie. Boże, co
ja robię.
- Myślisz? – wyszeptał chłopak
biorąc moją twarz i podnosząc ją lekko za podbródek do góry. Nasze spojrzenia
się skrzyżowały, kiedy oboje rozchyliliśmy wargi w milczeniu.
- Jestem pewna – odparłam twardo,
czując, jak jego wargi stykają się z moimi, miażdżąc je swoim ciepłem. Zamknęłam
oczy, kiedy ręka zniknęła z mojej talii, by chwile później pojawić się na szyi,
przyciskając mnie do niego mocniej. Wplotłam palce w jego włosy, pozwalając się
całować. Całować tak, jak nigdy nie byłam całowana. Tak, jak każda kobieta
chciałaby być całowana. Delikatnie, ale stanowczo. Szybko, ale powoli.
Przejechałam palcami po linii
jego szczęki, czując lekki, jednodniowy zarost. Nigdy nie lubiłam tego, kiedy
małe włoski kuły moja twarz, tutaj mi to jednak w zupełności nie przeszkadzało.
Nasze usta do siebie pasowały, tak samo jak ręce, które w pewnym momencie odnalazły
siebie, jak zbłąkani wędrowcy po latach. Może właśnie nimi byliśmy?
Wtedy wsunął język między moje
usta, powodując to dziwne uczucie w okolicach brzucha, które odczuwa się tylko
przy wyjątkowych osobach. Otworzyłam na chwile oczy, obserwując, jak jeszcze
chwilę temu obecna żyłka na jego czole zniknęła, zamiast tego jego twarz
wyrażała spokój. Wypełniała mnie niezrozumiała radość, zaczynająca się w małym
placu u nogi, kończąca na czubku głowy. A może i trochę wyżej, kilka pięter nad
naszym mieszkaniem. I wtedy to we mnie uderzyło.
Całowałam się z Ashtonem i
czerpałam z tego nadprogramową przyjemność. Odepchnęłam go gwałtownie i
wstałam, przyciskając rękę do ust. Moje policzki, jeszcze czerwone, teraz
zrobiły się jeszcze bardziej karminowe na widok rozłożonego pode mną chłopaka,
którego spojrzenie wyrażało nic innego, niż bolesne rozczarowanie.
- Ja… - nie kończąc zdania
pobiegłam do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Usiadłam gwałtownie przy
muszli klozetowej i otworzyłam pokrywę, pochylając się do przodu.
Zwymiotowałam, wyrzucając razem z resztkami kolacji wszystkie swoje uczucia,
które w tym momencie odczuwałam.
A przynajmniej miałam nadzieję,
że pozbycie się emocji było tak proste.
Zażenowania.
Przyjemności.
Pożądania.
Obrzydzenia.
Wstydu.
Zakłopotania.
Pragnienia.
Potrzeby
bycia blisko z osobą, od której powinnam się oddalić.
Mój mózg mówił jedno, a serce i
tak biło w swoim chorym, przyspieszonym rytmie.
#TroubleFF
__________
Nie chcę prosić o komentarze, ale... Czytasz, to znaczy komentujesz. To nie takie trudne :>
Kocham!
x